Naomi Baki - Sudan
Naomi Baki miała sześć lat, gdy wojna domowa zniszczyła wszystko, co tworzyło jej tożsamość. "To był rok 1991, a może 1992, nie wiem dokładnie, kiedy nastał terror. Chrześcijanie mieli zniknąć, tego jestem pewna" - wspomina kobieta. Jej ojciec trafił wówczas do więzienia, a pozostali członkowie rodziny stracili dorobek całego życia.
"Byłam (...) niewolnicą podłego Kongijczyka, który najpierw życzliwie pomógł mi w ucieczce [z Sudanu], żeby potem zgwałcić mnie, bić i zmusić do przejścia na islam". Kiedy się od niego uwolniła i trafiła do Grecji, tam również nie była wolna i patrzono na nią jak na "czarną samicę do zaspokajania męskich popędów". Katoliczki z Sudanu nie traktowano jak chrześcijanki. Od piętnastego roku życia podróżowała z córeczką na rękach. "Jej ojcem był Kongijczyk, który uciekł po jej narodzinach. Tak było lepiej" - wspomina 30-letnia Baki, która od czterech lat odbudowuje swoje życie we Francji razem z 13-letnią córką. I pragnie zapomnieć o tułaczce, jaką rozpoczęła w 1999 roku.