Fast food i czekolada
Kto przyjeżdżał do miasta albo mieszkał w nim bez rodziny, musiał żywić się tak samo, jak każdy mieszkaniec Meksyku. "Otwierano gospody i zajazdy dla zasobniejszych kawalerów oraz niezliczone stragany z jedzeniem, gdzie z ochotą żywił się plebs, który choć biedny, nie mniej od bogaczy łasy był na smaczną strawę. Na bazie kukurydzy, fasoli, pomidorów i chili, z dodatkiem tylu składników, ile podpowiadała fantazja kucharek i gusta wieloetnicznej klienteli, powstawały najróżniejsze przekąski, znak firmowy popularnej kuchni miejskiej i zaczątek meksykańskiego fast foodu". Chodziło przede wszystkim o to, by całe danie było ciepłe, mieściło się w dłoni, było smaczne i tanie. Meksykańska kuchnia spełniała wszystkie te warunki w stu procentach. O apetycie mieszkańców Meksyku krążyły zresztą opowieści już od XVII wieku. Pedro Estala, pisze, "że kobiety w Nowej Hiszpanii starzeją się wcześniej niż Hiszpanki, gdyż od młodości dużo palą i mają bardzo złe nawyki żywieniowe: jedzą niemal cały czas, rano piją
czekoladę, o 9 spożywają posiłek, o 11 [...] drugie śniadanie, a do obiadu siadają zaraz po dwunastej. Po sjeście piją kolejną porcję czekolady, a potem zasiadają do kolacji".
Więcej barwnych opowieści, ciekawostek, anegdot oraz przepisów znajdziemy w książce "* Meksyk od kuchni. Od Azteków do Adelity*" autorstwa Susany Osorio-Mrożek.