Brak "nocnych Polaków rozmów"
WP.PL: Z czym się wiązało to bycie z zewnątrz? Co najgorzej Pani znosiła?
Monika Richardson: Chyba taki brak kontekstu, brak możliwości przeprowadzenia "nocnej Polaków rozmowy", rozmowy trzewiowej. Anglicy tak nie rozmawiają. Tu w Polsce na porządku dziennym są dla mnie zażarte dyskusje o tzw. imponderabiliach: o refundowaniu zabiegów in vitro, o związkach partnerskich, o lekcjach religii w szkole. I czy rozmawiam z moją znajomą, najlepszą przyjaciółką, czy z mamą, to to będzie rozmowa, która dotyka spraw najważniejszych.
W Anglii ona by się odbyć nie mogła, nawet gdyby dyskusja o in vitro akurat trwała w tym kraju, dlatego, że ja nie miałabym prawa zapytać Anglika o kwestie podstawowe. Anglicy nie poruszają ich ze znajomymi, na forum, nawet w rodzinie zdarza się to rzadko. To mnie zaczęło męczyć, bo jestem osobą, która lubi "babrać się w bebechach".
Tam miałam wiele tematów tabu, przez pięć lat pobytu nagromadziło się ich tyle, że zaczęłam się dusić. Nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi w taki sposób, żeby ta rozmowa miała dla nas jakiekolwiek znaczenie. A dla mnie to jest ważne w życiu. Czasami kłócę się z najbliższymi, często daję się przekonać, albo zostaję przy swoim, ale nie potrafię funkcjonować bez takich rozmów.