Mistrzowska drużyna przebierała w kobietach. "Miał 50 lat i libido jak królik"
Magic Johnson przed meczem brał do łóżka dwie-trzy fanki na raz, a po zawodach robił to samo z innymi. "Był największą k…ą, jaką znałem" - mówił kolega z zespołu, który przyznał, że reszta Lakersów też nie była świętoszkami. Żaden nie mógł się jednak równać z 50-letnim właścicielem klubu, który przyciągał modelki "Playboya" jak magnes.
Dzięki uprzejmości wyd. Poradnia K publikujemy fragment książki Jeffa Pearlmana "Czas zwycięzców. Narodziny dynastii Lakers" (przełożył Michał Rutkowski), która ukazała się niedawno na polskim rynku. Na podstawie książki powstał serial fabularny "Lakers: Dynastia zwycięzców" dostępny na platformie HBO Max.
Rozdział 10. Clubbing
[…] Kiedy zawodowi sportowcy przybywają do Los Angeles, mogą być pewni, że czeka ich mnóstwo łatwego, dobrego seksu. A kiedy jeszcze zaczynają wygrywać, to dostają ten seks na tacy. Życie mistrzów świata Lakers przypominało cyrk afrodyzjaków. Tłumy groupies wystrojonych w obcisłe skórzane spodnie kłębiły się w hotelowych holach. "Nigdy nie zapomnę, jak przyjechaliśmy kiedyś do Houston w środku nocy, a w holu hotelu czekało na nas pięć zabójczo pięknych kobiet – mówi Rosenfeld. – A kiedy chłopcy zaczęli się udawać do swoich pokoi, to chwilę później te panny podchodziły do automatów telefonicznych".
Na koszykarzy zawsze czekały pachnące perfumami karteczki – po jednej albo dwie dla kolesi typu Landsberger albo Mike McGee i od 30 do 40 dla gwiazdorów pokroju Johnsona czy Nixona. Wybierzcie sobie hotel – jakikolwiek hotel – w każdym czekały zawsze te same twarze, imiona i spojrzenia. Hyatt Regency w Atlancie, Camelback Sahara w Phoenix, Crown Center w Kansas City albo Holiday Inn Coliseum w Cleveland. "Wyglądało to tak, jakby byli zespołem rockowym – mówi Linda Rambis, żona Kurta Rambisa, która pracowała w klubie LA Lakers jako specjalistka do spraw sprzedaży i marketingu. – Wychodzili na miasto, a groupies były wszędzie".
"To było szaleństwo – mówi obrońca Ron Carter, późniejszy asystent Bussa. – Byliśmy drużyną k…w, a największą k…ą był Magic. Nie tylko w drużynie – on był w ogóle największą k…ą, jaką znałem. Uwielbiał dziewczyny – miał często dwie albo trzy naraz. Któregoś dnia na wyjeździe zapytałem go: 'Kiedy ty, do cholery, śpisz? Czy ty w ogóle śpisz?'. Przyjeżdżaliśmy do hotelu w nowym mieście i zawsze były tam dwie albo trzy panny, które czekały właśnie na niego. Szedł z nimi do łóżka. A potem, już po meczu, pojawiały się dwie albo trzy kolejne laski. I z nimi też szedł do łóżka. Earvin nie pił, nie palił, nie tykał narkotyków. Jego złym nawykiem były panienki".
"Kiedy wychodziłem z Magikiem na miasto, to trzymało się go od 30 do 40 lasek – wspomina Landsberger. – Było tak wiele pokus – szedłeś do klubu i od razu kilkanaście panienek się na ciebie rzucało. I co niby masz zrobić? Powiedzieć nie?".
Johnson przynajmniej był wtedy jeszcze młody, samotny i mógł żyć w taki sposób, w jaki chciał. Podobnie jak Nixon, który prawie mu dorównywał, jeśli chodzi o skalę rozpusty (Nixon miał przydomek Savoir Faire, co zgodnie z definicją słownikową oznacza "pełen taktu, posiadający umiejętność mówienia i robienia rzeczy z wdziękiem"). Jeśli któregoś dnia wybór był niewielki, to czterech… pięciu… sześciu… siedmiu… albo ośmiu zawodników łapało taksówkę i jechało do najgorętszego klubu ze striptizem w mieście. Kiedy już tam docierali, to lap dance (a czasem i coś więcej) dostawali zazwyczaj na koszt firmy. To, że do twojego lokalu przyszedł Magic albo Coop, albo Norm, albo Worthy, samo w sobie było warte mnóstwo pieniędzy. Gwiazdy Lakers doskonale o tym wiedziały i to wykorzystywały.
Problem polegał na tym, że wiedział o tym również Landsberger. Towarzyszył im. W hotelach. W klubach ze striptizem. Razem kupowali kieliszki wódki, wciągali kreski koki i tańczyli ze skąpo ubranymi panienkami. Świat do nich należał, ale Mark Landsberger musiał się dzielić tym podnieceniem z kimś, kogo kochał najbardziej – ze swoją żoną.
"Któregoś wieczora w 1982 r. przechodziłem przez lożę prasową w hali Forum – wspomina Carter. – Pracowałem już dla doktora Bussa. Na stole siedziało chyba siedem żon i dziewczyn zawodników. Próbowałem przejść przez salkę tak szybko, jak się dało, ale kiedy je zobaczyłem i dotarło na mnie, w jaki sposób na mnie patrzą, pomyślałem: 'Oj, nie jest dobrze. Naprawdę nie jest dobrze'". Najpierw odezwała się Wanda Cooper, która od czterech lat była żoną Michaela. Nieoficjalna liderka Laker Wives była bystrą kobietą, która obnosiła się z pewnością siebie przypominającą tygrysa szablozębnego. Mark Landsberger zwierzył się Marianne, że Michael Cooper zdradza swoją żonę na wyjazdach. "Wanda dowiedziała się o tym od mojej żony – mówi Landsberger. – Podeszła ją. Uprzedziłem żonę, że to tajemnica. Ale Wanda powiedziała jej, że ją zdradzam, i wtedy Marianne przekazała jej to, o czym jej opowiedziałem. Zrobiło się bardzo niefajnie".
W przypadku Lakers łatwo wybaczało się złe podania czy spieprzone rzuty layupem. Johnson regularnie godził się z Nixonem, a Nixon z Johnsonem. Ale nielojalność była czymś, co nie sposób olać. Kiedy Landsberger opowiedział swojej żonie o ich tajemnicach, złamał niepisany kodeks zawodowego sportowca: co się dzieje za kulisami, pozostaje za kulisami. "Nigdy w życiu nie widziałem tak wściekłego Kareema – mówi Butch Carter. – Mark był, k…a, takim durniem. Sprawił, że Kareem miał kłopoty, że Coop miał kłopoty… K…a, co za dureń".
Wieczorem 15 listopada Lakers przyjechali do hotelu Camelback Sahara, w którym regularnie się zatrzymywali, kiedy byli w Phoenix. Dzień później w samo południe Riley zaplanował spotkanie dla zawodników, trenerów i podróżujących z drużyną dziennikarzy w prywatnej sali bankietowej z okazji Święta Dziękczynienia. "Przy jednym stoliku siedzieli wszyscy zawodnicy – wspomina Randy Harvey, który relacjonował mecze Lakers dla 'Los Angeles Timesa'. – Przy sąsiednim byli dziennikarze. A Mark Landsberger siedział przy stoliku sam, jakby był na wygnaniu. Tak wyglądała kara za to, że opowiedział żonie te historie. Był zupełnie sam".
Mimo początkowej złości większość żon zawodników była świadoma pozamałżeńskich eskapad swoich mężów. Podczas banicji Landsbergera Harvey nieoficjalnie rozmawiał z jedną z nich i pytał, czy martwiła się tym, że jej mąż zdradza ją w na wyjazdach. "Nie, to jest spoko – odpowiedziała. – Przynajmniej przez jedną noc ktoś inny robi mu laskę, dzięki czemu ja nie muszę tego robić".
Żaden z członków organizacji nie wysilał się zbytnio, by utrzymać te ekscesy w tajemnicy. Ryba psuje się od głowy, a Buss – mający wtedy 50 lat, ale libido jak królik – paradował po mieście z uwieszonymi na szyi panienkami, które dopiero co mogły zrobić egzamin na prawo jazdy.
"Jerry uwielbiał to podniecenie – mówił Rothman. – A te małe nimfetki myślały, że otworzy im drzwi do kariery aktorskiej". Dla osób niepoinformowanych ten widok mógł być żenujący. Choć Buss był z pewnością wystarczająco przystojny, to w zestawieniu z większością tych dziewczyn wyglądał na dziadunia. Można było sądzić, że co tydzień randkuje z inną panną i że zanim zmieni ją na kolejną pełną życia ślicznotkę, zawsze robi sobie zdjęcie z dotychczasową partnerką i umieszcza je w jednym z dziesiątków swoich albumów. Od czasu do czasu na życzenie wyciągał taki album i dzielił się doświadczeniami. Często pamiętał imiona panienek, z którymi randkował. Ale wiele z nich zapominał.
"Jerry powiedział mi kiedyś coś, o czym potem często myślałem – opowiadał Lance Davis, jego stary przyjaciel. – 'Lance, ludzie często opowiadają jakieś gówna o kobietach, z którymi się spotykam. Dlaczego niby miałbym się spotykać ze starszymi kobietami, kiedy mogę pójść na randkę z młodszym, świeższym i bardziej seksownym ciałkiem? Dlaczego miałbym nie pójść na randkę z 26-letnią seksowną Playmate?'. Jerry mówił, że to trzyma go przy życiu i że dzięki temu czuje się młody. I ewidentnie tak właśnie było. Był królem, a hala Forum była jego pałacem".
Powyższy fragment pochodzi z książki Jeffa Pearlmana "Czas zwycięzców. Narodziny dynastii Lakers" (przełożył Michał Rutkowski), która ukazała się nakładem wyd. Poradnia K.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co, jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.