Miejsce 9 - Historia przemocy (2005)
O tym, że to ekranizacja komiksu wiedzieli w Polsce tylko najwięksi fani komiksu i krytycy filmowi uważnie czytający materiały prasowe. Bo i nie jest to takie ważne, wszak korzenie przemocy zarówno w komiksach jak i filmach sś podobne - chodzi o zaspokojenie najniższych instynktów widza, o krwawe przedstawienie, szok, sensację.
Reżyser, David Cronenberg, bardzo umiejętnie wyśmiewa tą tendencje. Pokazuje jak niewiele trzeba by pokazać okrucieństwo. Zadaje pytanie o to, dlaczego tak nam się ono podoba, dlaczego nas podnieca (czasami nawet wprost). Jak łatwo przekroczyć granicę i pokazać za dużo. Lub, z drugiej strony, jak łatwo sprawić, że ekranowa przemoc to jedynie umowa, postmodernistyczna gra, mrugnięcie okiem do widza, który nagle przestaje odbierać ją dosłownie i wchodzi w specyficzne porozumienie z artystami.
Świetnie pokazano także korzenie przemocy w życiu codziennym, to jak łatwo sięgnąć po rozwiązania siłowe, jak niewiele trzeba, byśmy ze zwykłych obywateli przemienili się w brutali, bohaterów lub morderców. Cronenberg doskonale poprowadził też Viggo Mortensena - aktora niespecjalnie utalentowanego, ale doskonale sprawdzającego się w tym filmie. Cieszą też bardzo interesujące kreacje drugoplanowe, zwłaszcza doskonali Ed Harris i William Hurt.