Miejsce 3 - Amerykański splendor (2003)
Wydawało się, że American Splendor - przełomowy, autobiograficzny komiks Harveya Pekara, to dzieło, którego nie da się zekranizować. Kilka grubych tomów komiksów Pekara to bowiem nie dowcipne, anegdotki z życia przeciętnego Amerykanina, ale prawdziwa epopeja przeciętności, w której autor ani o jotę nie upiększa ani nie dramatyzuje swojego życia. Jednak początkującej amerykańskiej reżyserce Shari Springer Berman, bardziej znanej z beznadziejnej Niani w Nowym Jorku udało się to. Dzięki skomplikowanej, wielowarstwowej konstrukcji, w której przenikają się kolejne warstwy opowieści (tradycyjna fabuła, komiksy Pekara i paradokument z planu filmowego) opowieść o życiu rysownika nie traci nic ze swojego uroku.
Bywa, że ten film jest nudny, ale dokładnie tak nudny jak powinien być dobry autobiograficzny film o nudnym życiu przeciętnego człowieka. Bywa też, że jest rozbrajająco wzruszający, zwłaszcza w momentach, w których pokazana jest walka Pekara z chorobą. Bywa też, i to zaskakująco często, że jest to film niezwykle dowcipny, łączący proste obserwacje rzeczywistości z celnym, zjadliwym komentarzem narratora.
Świetnie poradził sobie Paul Giamatti - idealny aktor do roli przeciętnego faceta. Pekar w jego interpretacji jest tak prawdziwy, że gdyby nie pojawiał się na ekranie we własnej osoby, można by zapomnieć, że to jedynie kreacja aktorska.
Po prostu doskonałe kino. Całkowicie zasłużona nagroda główna na festiwalu w Sundance.