A zarzucają Polakom, że to naród pesymistów, bez specjalnego poczucia humoru. Tymczasem Magdalena Witkiewicz i jej twórczość są kompletnym zaprzeczeniem tej tezy. Jej debiutancka powieść jest niesamowicie śmieszna. No i co z tego, że bohaterka szuka kandydata na męża, odchudza się bez ustanku i toczy boje ze swoją rodziną na temat swojego „galopującego” staropanieństwa - ktoś mógłby zarzucić autorce tworzenie kolejnej kalki Bridget Jones. Niesłusznie jednak moim zdaniem. Oczywiście ważne jest to, o czym się pisze, ale nie mniej istotne jest też to, jak się pisze. Na plus tej historii można zaliczyć osadzenie akcji we współczesnych polskich realiach, a także humor, wpisany w każde (dosłownie) zdanie. Humor wspomniany jest obecny nie tylko w zdarzeniach, ale przed wszystkim w postaciach, które począwszy od Bachora – sympatycznej dziewczynki lubiącej chłopięce stroje, poprzez ciotkę Zofię, przeżywającą swoją trzecią młodość i tytułowego Milaczka, wrednego narzeczonego – dentystę Mariusza aż po psa o wdzięcznym
imieniu Parys Antonio budzą sympatię na przemian z salwami śmiechu. Ma rację Monika Szwaja, że także od książek mających zapewnić rozrywkę należy wymagać pewnego poziomu.
Powieść poniżej wskazanego przez wyżej wspomnianą poziomu nie schodzi. Jest zabawna, ale nie głupkowatym humorem, bawi, ale nie kosztem czyjegoś dobrego imienia czy naruszenia zasad dobrego smaku. Z przymrużeniem oka pokazuje proste, ale nie banalne prawdy o życiu i naszych czasach, jest ciepła i ze wszech miar trafna, a jako debiut nadzwyczaj udana. Jest inteligentna, a galerią zbudowanych w niej indywidualności dałoby się obdzielić kilka książek. Autorka ma dar słowa, lekkość jest widoczna na każdej karcie historii, ale nie jest to lekkość wynikająca z niedbałości. Wprost przeciwnie, wydaje się, że jej książka jest w każdym calu dopracowana, zwięzła, spójna i jak najbardziej prawdopodobna w sferze fabuły. Jakkolwiek przesłodzone wydawać by się mogło to słowo, powieść faktycznie jest urocza, w najlepszym z możliwych rozumieniu tego słowa, opisująca wszystkie barwy życia, nie tylko różowy, który zalewa nas z okładki. Dodatkowy plus to ilustracje Henryka Sawki. Polecam.