Michel Houellebecq, czyli straszne, smutne i „dość trafne” wizje świata
* „W domu starców mają biblioteczkę. Przeczytałem dwie jego powieści. Moim zdaniem to dobry pisarz. Przyjemnie się go czyta. I ma dość trafną wizję społeczeństwa” – w ten sposób twórczość Michela Houellebecqa komentuje w trakcie wigilijnej kolacji ojciec Jeda, głównego bohatera Mapy i terytorium, najnowszej powieści tegoż Houellebecqa. Trudno oczywiście nie przyznać ojcowi Jeda racji, choć warto jego niezobowiązującą „recenzję” uzupełnić kilkoma dodatkowymi uwagami.*
1.Podobnie jak ojciec Jeda przeczytałem wcześniej dwie książki francuskiego pisarza, Mapa i terytorium jest trzecią, moim zdaniem najlepszą, choć muszę od razu zaznaczyć – jednocześnie nieco się kompromitując – że wciąż mam przed sobą lekturę słynnych * Cząstek elementarnych, co zapewne nie pozostaje bez wpływu na moje do tej pory raczej krytyczne spojrzenie na twórczość autora * Możliwości wyspy. Debiutancką powieść * Poszerzenie pola walki* przeczytałem z zainteresowaniem, ale i tak uznałem ją za mniej udaną wersję * Obcego* Camusa . Z kolei * Platforma* raczej mnie
wynudziła i rozczarowała dość konwencjonalną, średnio zajmującą fabułą raz po raz przerywaną mało oryginalnymi opisami różnego rodzaju aktów seksualnych. Niemniej, zgadzam się w pełni z ojcem Jeda, że Houellebecqa czyta się przyjemnie i że prezentuje w kolejnych powieściach „dość”, a nawet bardzo trafną wizję społeczeństwa. Nie inaczej jest i tym razem.
2. Najnowsza powieść (Nagroda Goncourtów 2010) to w pewnym sensie fabularyzowana, pełna dygresji i wątków pobocznych biografia nieistniejącego paryskiego artysty, Jeda Martina, który staje się sławny i bogaty dzięki… fotografowaniu i wystawianiu w galeriach popularnych map Michelina przedstawiających różne francuskie prowincje. Wcześniej, wracając z pogrzebu babki, Jed na prośbę ojca kupił na stacji benzynowej mapę Michelin departamentów Haute-Vienne i Creuse. Dokładnie w tym momencie, „rozkładając mapę o dwa kroki od zapakowanych w celofan kanapek, przeżył drugie w swoim życiu odkrycie estetyczne. Mapa była niezwykła; doznał takiego wstrząsu, że ogarnęły go dreszcze. Nigdy w życiu nie widział czegoś równie wspaniałego, równie pełnego emocji i znaczenia jak ta mapa […]. Esencja nowoczesności, naukowego i technicznego pojmowania świata, łączyła się w niej z esencją życia zwierzęcego”. Zupełnie jak w twórczości Houellebecqa, prawda? Kto, jeśli właśnie nie autor Cząstek elementarnych, nieustannie zestawia
ze sobą „życie zwierzęce”, naszą cielesność, seksualność i śmiertelność z „naukowymi i technicznymi” opisami, publicystycznymi komentarzami, a niekiedy wręcz fragmentami wykładu akademickiego, jakiegoś kursu, który można by zatytułować np. „Rozwój i upadek współczesnych społeczeństw Zachodu”? I jeszcze jeden adekwatny fragment opisu Jeda oczarowanego mapą Michelin: „Rysunek był finezyjny i piękny, absolutnie klarowny, z ograniczonym kodem kolorystycznym. Ale w każdym z miasteczek i każdej z wiosek o nazwach zapisanych w różny sposób, zależnie od ich wielkości, tętniło, buzowało życie dziesiątek istnień ludzkich, dziesiątek lub setek dusz, z których jedne zasłużyły na potępienie, inne na życie wieczne”.
3. Po ogromnym sukcesie wystawy zatytułowanej „Mapa jest bardziej interesująca od terytorium”, Jed porzuca fotografię i zaczyna malować serię obrazów (powrót do malarstwa olejnego i figuratywnego, na przekór współczesnym modom artystycznym), na których portretuje kolejnych przedstawicieli „prostych zawodów” – od rzeźnika z końskiej jatki i właściciela kafejki przez kobietę pracującą w call-center aż po uznawany za arcydzieło Martina obraz „Bill Gates i Steve Jobs dyskutują o przyszłości informatyki”. Cytowany (czytaj: wymyślony) przez Houellebecqa Wong Fu Xin, autor pierwszej monografii twórczości Jeda Martina, chiński krytyk sztuki i eseista, pisze m.in., że artysta przedstawił „bardzo szeroką i bogatą panoramę, na postawie której można przeanalizować warunki produkcji w społeczeństwie jego czasów”. W tym momencie na arenę powieści wkracza sam „Michel Houellebecq”(cudzysłów dla odróżnienia autora od postaci opisanej w książce), do którego Jed udaje się z prośbą o napisanie wstępu do katalogu
jego nowej wystawy. Jak można się domyślać, artyści zaczynają się darzyć wzajemną sympatią, ale nie sposób tutaj mówić o typowej męskiej przyjaźni, gdyż jest to relacja dziwna i niekonwencjonalna, właściwie pozbawiona emocji i innych ckliwych ozdobników naszych zwyczajnych kontaktów z bliskimi ludźmi.
- Powieściowy „Houellebecq” okazuje się jeszcze większym socjopatą, mizantropem i samotnikiem z wyboru niż Jed, który na tle bohaterów innych powieści francuskiego autora przynajmniej w niektórych fragmentach jawi się jako względnie „normalny” i jako tako przystosowany do życia w społeczeństwie, ale nie ulega wątpliwości, że każdego z nich możemy potraktować jako alter ego Houellebecqa rzeczywistego. Dobrym przykładem mogą być podobieństwa charakterologiczne między nimi, łączące ich uwielbienie dla sklepów wielkopowierzchniowych (marzenie o połączeniu różnych sieci sklepów w „jeden globalny hipermarket, który będzie spełniać wszystkie potrzeby człowieka. Jakże przyjemnie byłoby razem wędrować po tym odnowionym Casino, popychając wózek łokciem i wzajemnie sobie pokazując nowe produkty lub nowe etykiety z informacjami o wartościach odżywczych, jakże wyczerpujące i jasne!”), a nawet… świetnie napisane przez pisarza ekfrazy, sugestywne opisy kolejnych twórczych dokonań Jeda Martina. Niezależnie od tego czy są to fotografie wyrobów przemysłowych (Jed robił je w czasie studiów), fotografie map Michelin, portrety przedstawicieli zawodów czy filmowanie roślin i zdjęć ludzi, których poznał w swoim życiu (ostatnie poruszające dzieło totalne Martina), Houellbecq pisze tak, że widzimy te wszystkie dzieła przed oczyma, a następnie chcemy udać się do galerii sztuki współczesnej i kupić bilet na retrospektywę Jeda Martina. Jed Martin nie istnieje? To tylko dzieło wyobraźni Michela Houellebecqa? No, kto by pomyślał… W każdym razie opisy dzieł Jeda w wielu miejscach można potraktować nie tylko jako melancholijne (ale też ironiczne, ocierające się o groteskę) przedstawienie wytworów przemysłowych, krytykę konsumpcjonizmu i hołd dla pracy rąk ludzkich, ale także jako zawoalowane komentarze do twórczości samego Houellebecqa.
5. Cytowałem już wyżej fragment o mapach Michelina, przytoczę więc jeszcze dwa tego rodzaju autotematyczne fragmenty. Pierwszy: „Całe swoje życie (przynajmniej zawodowe, które dość szybko miało się spleść z całością jego życia) Jed poświęcił sztuce, tworzeniu przedstawień świata, w których jednak ludzie nie musieli żyć. Z tego względu mógł tworzyć przedstawienia krytyczne – w pewnym sensie krytyczne, gdyż w latach młodości Jeda sztuka i społeczeństwo ciążyły ku akceptacji świata, niekiedy entuzjastycznej, choć najczęściej zabarwionej ironią”. I drugi, pochodzący z napisanego przez „Houellebecqa” wstępu do katalogu wystawy Martina: „Spojrzenie Jeda Martina na współczesne społeczeństwo, podkreśla Houellebecq, jest bardziej spojrzeniem etnologa niż komentatora politycznego. Martin, jego zdaniem, nie jest artystą zaangażowanym […]. Zarówno w tytułach, jak i w samych obrazach Martin jest zawsze prosty i bezpośredni; opisuje świat, z rzadka jedynie pozwalając sobie na jakąś nutę poezji, na podtytuł służący za
komentarz”. Nic dodać, nic ująć. Można powiedzieć, że Houellebecq napisał wstęp nie tylko do katalogu wystawy Jeda, ale także do katalogu swoich dzieł.
6. A skoro już jesteśmy przy katalogach, momentami w czasie lektury Mapy i terytorium odnosi się wrażenie, że trzymamy w rękach jakiś katalog reklamowy, w którym na kolejnych stronach wymienia się nazwy marek, modeli i firm, podaje ich szczegółowe opisy, a nawet cytuje fragmenty instrukcji obsługi. Domyślam się, że pisarz nie tyle stał się niewolnikiem product placement (w przeciwnym wypadku, otrzymał za tę powieść pieniądze co najmniej od kilkudziesięciu wymienionych z nazwy firm), co raczej próbuje nam uświadomić, że wszyscy dzisiaj jesteśmy permanentnymi konsumentami, że nie tylko konsumujemy, ale też jesteśmy – za Benjaminem Barberem – „skonsumowani”. W czasie jednej z wizyt Jeda u „Houellebecqa”, artyści zaczynają ze sobą rozmawiać na temat zakupionego właśnie przez Jeda aparatu fotograficznego. Pisarz prosi o instrukcję obsługi i zaczyna czytać o Samsungu ZRT-AV2, a następnie komentuje: „Piękny, nowoczesny wyrób,
może go pan pokochać. Ale musi pan wiedzieć, że za rok, najpóźniej za dwa lata zostanie zastąpiony przez model nowszy, o jakoby lepszych parametrach. My też jesteśmy produktami[…] Pewnego dnia również staniemy się przestarzali. To ten sam mechanizm, tyle że zazwyczaj w naszym wypadku nie ma wyraźnego postępu technicznego czy funkcjonalnego, a jedynie wymóg nowości w stanie czystym”.
7. Kilka stron wcześniej lekturze tej samej instrukcji obsługi oddawał się także czekający na samolot Jed i nawet we fragmentach, w których Houellebecq streszcza nam lekturę czysto funkcjonalnej, a więc już z definicji nudnej i mało ekscytującej publikacji, pisarzowi udaje się dojść do interesujących wniosków (patrz: fragment o programach aparatu i możliwości zastąpienia ich innymi, mniej optymistycznymi). Sporo też w powieści następujących, surowych i jakby żywcem przepisanych z reklam, fragmentów: „Na środkowym [stole] królował dwudziestoczterocalowy iMac w towarzystwie drukarki laserowej Samsung”; „już podczas pierwszej wizyty w salonie urzekła solidność i precyzja wykonania, cicho zamykające się drzwi, jak w sejfie. […] ten samochód był naprawdę doskonały” [fragment o terenowym audi]; „używany przez niego sprzęt fotograficzny nie miał w sobie nic nadzwyczajnego: statyw Manfrotto, półprofesjonalna kamera Panasonic […] i twardy dysk o pojemności dwóch teraktetów”. Ale to jeszcze nic!
8. Za jedną z najładniejszych i najbardziej poruszających scen książki uważam tę, w której pisarz monologuje na temat swojego uwielbienia dla wyrobów przemysłowych (przyznaje się do tej fascynacji także Jed): „W swoim życiu konsumenta” – mówi opisany przez Houellebecqa „Houellebecq” – „poznałem trzy produkty idealne: buty Paraboot Marche, laptop z drukarką Canon Libris i kurtkę Legend. Namiętnie je pokochałem, mógłbym z nimi życie spędzić, regularnie je odkupując w miarę, jak będą się zużywały. Między nami powstała doskonała więź, czyniąca ze mnie szczęśliwego konsumenta. Nie byłem w pełni szczęśliwy we wszystkich aspektach życia, ale miałem przynajmniej tyle: mogłem regularnie kupować nową parę swoich ulubionych butów. To zarazem mało i dużo, zwłaszcza kiedy człowiek prowadzi dość ubogie życie osobiste”. W tym momencie pisarz zaczyna cicho płakać, a po policzkach zaczynają mu płynąć wielkie łzy. Wszystko dlatego, że nawet ta „prosta radość” została „Houellebecqowi” odebrana, gdy jego ulubione
produkty znikły z półek i zostały zastąpione nowymi, rzekomo lepszymi, modelami. „Najdrobniejsze gatunki zwierząt znikają dopiero po upływie tysięcy, czasem milionów lat, natomiast wyroby ludzkie są usuwane z powierzchni ziemi po kilku dniach, nigdy nie otrzymując drugiej szansy, mogą tylko bezsilnie znosić nieodpowiedzialny, faszystowski dyktat szefów linii produktowych, którzy oczywiście wiedzą lepiej niż ktokolwiek inny, czego chce konsument, którzy u konsumenta wyczuwają pragnienie nowości, którzy zmieniają jego życie w wyczerpujące, rozpaczliwe poszukiwanie, nieustanne błąkanie się wśród wciąż zmienianych regałów sklepowych” – mówi zrozpaczony pisarz Jedowi.
9. To fragment jednocześnie smutny i porażający, ale też uczciwie trzeba przyznać, że Houellebecq nie mówi tutaj nic szczególnie oryginalnego czy wcześniej nieopisanego przez innych dziennikarzy i pisarzy. Nie zmienia to faktu, że pisarz do perfekcji opanował sztukę łączenia formy literatury popularnej (nie tyle „rozrywkowej”, ale z założenia pisanej dla licznego grona odbiorców) z obszernymi fragmentami eseistycznymi, w których przemyca swoją pesymistyczną diagnozę współczesnego społeczeństwa.W Mapie i terytorium ponownie Houellebecq objawia się nie tylko jako sprawny prozaik i utalentowany poeta (mam na myśli pojawiające się raz po raz opisy przyrody, przedmiotów, dzieł sztuki), ale także, a może przede wszystkim jako publicysta, komentator, filozof, socjolog i antropolog (zapewne można by tutaj dopisać jeszcze kilka nieoficjalnych profesji Houellebecqa). W powieści poruszonych zostaje tyle wątków i tematów, że samo ich wyliczenie zajęłoby dobrych kilka stron. Przeczytamy tutaj na przykład
rozważania o starości i chorobach („w większości wypadków przyjemności podniebienia z biegiem czasu nieodwołalnie słabną, podobnie jak cała reszta. Zostają tylko kłopoty trawienne i rak prostaty”), grzejniku i zakładach hydraulicznych, potrzebach konwersacyjnych samców, „gastronomicznej bliskości” między ludźmi, obyczajach pogrzebowych na Madagaskarze i eutanazjach wykonywanych w Szwajcarii (Houellebecq ostro krytykuje współczesny brak akceptacji śmierci i odrzucenie fizycznej realności zwłok), pracy i kryzysie gospodarczym, Rosjanach i Chińczykach, fotografiach celebrytów, prasie drukowanej („wydawała mu się dziwacznym przeżytkiem, w bliskiej perspektywie skazanym na zagładę, którego roli kompletnie nie pojmował”), kształtowaniu się cen, księżach, szczęściu i depresji, francuskich wioskach i centrach handlowych, norweskich wodach mineralnych i francuskich wędlinach, polskich emigrantach, statusie artysty, architekturze, utopiach, prerafaelitach, psach i ptakach, zbrodniach i ich motywach (albo
pieniądze, albo seks, albo jedno i drugie), nielegalnym handlu motylami, jakości betonu, modernizmie i wyrobach przemysłowych. A to naprawdę nie wszystkie tematy poruszone w powieści…
10. Pisarz bawi się i igra tutaj z czytelnikiem na wielu poziomach, maskuje się i odkrywa, kłamie z premedytacją i udaje szczerego, miesza postaci fikcyjne z rzeczywistymi (przykładowo w kilku miejscach opisuje swojego przyjaciela, francuskiego pisarza Frederica Beigbedera , który z kolei w swoich książkach umieszcza Houellebecqa itd.), mnoży sobowtóry (powieściowy „Houellebecq” skonstruowany jakby z kalek, stereotypów i mitów na temat samego pisarza, do tego postać Jeda wpisująca się w ciąg wymyślanych przez niego aspołecznych i nieszczęśliwych postaci), intertekstualne odniesienia, literackie gry i zabawy.
11. Nie jest to może powieść doskonała, niektóre dygresje i poboczne tematy wydają się zbyt obszerne, niepotrzebne lub banalne, niektóre opisy nie porażają swoją głębią, krytyka konsumpcjonizmu nie zaskoczy już chyba nikogo, obraz środowiska artystycznego nie jest ani oryginalny, ani krytyczny (u młodszego Houellebecqa z pewnością wyglądałby inaczej), a konstrukcja powieści wydaje się momentami mocno chaotyczna, jakby w miarę pisania autor wciąż doklejał do niej nowe akapity i wątki poboczne. Zapewne nie wszystkim czytelnikom spodoba się też trzecia część powieści, w której poznajemy Houellebecqa w nowej roli, jako autora powieści kryminalnej. Pisarz opisuje szczegółowo śledztwo w sprawie brutalnej śmierci „Houellebecqa” (choć dochodzi do niego dopiero w ostatniej części książki, wydawnictwo ujawnia ten fakt już na okładce książki, ale też nie intryga fabularna jest tym, co w prozie francuskiego autora najistotniejsze), sprawnie pastiszuje i parodiuje zgrane w literaturze kryminalne wątki, motywy,
postaci i dialogi, ale rozumiem czytelników, którym ta część książki wydaje się nudna, zbędna i dużo słabsza od wcześniejszych rozdziałów o życiu i twórczości Jeda Martina, jego romansie z piękną Rosjanką, jego skomplikowanych relacjach z ojcem i z Houellebecqem, jego artystycznym dojrzewaniu, starzeniu się i umieraniu. Mam świadomość mankamentów powieści i zdaję sobie sprawę, że bardziej niż konwencjonalna, linearna fabuła jest to raczej zagmatwane, a jednak tworzące pewną domkniętą całość, połączenie (chciałoby się powiedzieć: „misterne połączenie”) licznych pobocznych wątków i uwag na tematy wszelakie. Zupełnie jakby forma powieści miała przypominać tytułową mapę. A jednak pomimo tych niedoskonałości, i tak uważam, że jest to powieść świetnie napisana, ważna, mądra, a w niektórych fragmentach poruszająca i piękna.