Mit o gejszach
Pierwsze skojarzenie to gejsze - dla nas symbol tamtejszej mistyki, dla Japończyków, zapewne, anachronizm niczym odpustowe koguciki rodem z cepelii. Chwilę później przychodzi mi na myśl ultranowoczesna dżungla ze szkła i betonu gęsto wypełniona zombie wyglądającymi tak, jakby przed chwilą wypełzły z punktu ksero. Wszyscy tak samo ubrani, niesieni kolejnymi falami do zakładów pracy, by wcielić w życie tamtejszy żart: "- Co to jest: płacisz miesięczny abonament i robisz z tym, co chcesz? - Pracownik".
Kolejny element układanki, stanowiącej "moje" Tokio zakorzeniony jest głęboko w filmach Kurosawy: honor ponad wszystko, godność, poświęcenie... Gdzieś w tle majaczą jeszcze wynaturzone, androgeniczne postaci z anime oraz zupełnie odrealnione teleturnieje, w których ludzie opanowali sztukę autodestrukcji w stopniu równym, co zupełne wyzbycie się wstydu i zahamowań. Uboga to i, jak wspomniałem, pełna stereotypów wizja, stanowiąca konglomerat zimnej nowoczesności za którą płaci się zbyt wysoką cenę i przeszłości, która coraz bardziej znika w cieniu gigantycznych budynków. Przeszłości, obawiam się, pełniącej taką samą funkcję, jak cokolwiek wyliniały misiek spacerujący po Krupówkach wypatrując turystów, którzy będą chcieli zrobić z nim zdjęcie.