Żulczyk: "Proszę nie kompromitować naszego zawodu"
Żulczyk uważa też, że byłby szalony, gdyby liczył na to, że wpływy z jego książek będą głównym źródłem utrzymania: "Pisanie to ciężki kawałek chleba, i jestem zdania, że ten kawałek chleba trzeba uprawiać z godnością i gotowością do wewnętrznego płodozmianu. Od wielu lat pracuję jako publicysta, felietonista, scenarzysta, zacząłem pisać dla teatru" - wylicza prozaik.
"Pisanie to mój zawód, do którego podchodzę bardzo poważnie. Książki są w nim najświętsze, ale nie oczekuję od tego, co dla mnie święte, że zapłaci mi za prąd, nowe buty i bukiet kwiatów dla dziewczyny. Bądźmy realistami, a nie mazgajami" - kontynuuje i przypomina, że sytuacja zawodowa i finansowa pisarzy we Francji, Wielkiej Brytanii czy USA wygląda bardzo podobnie.
"Pani Kaju, proszę się, kur...a, nie mazgaić, i nie kompromitować naszego zawodu. Jest trudny. Bywa słabo płatny. Nie jest, co również trzeba sobie uświadomić, zawodem pierwszej potrzeby społecznej. Ale to my go, do cholery, wybraliśmy - kończy Żulczyk.