Diabeł leczy kołkami
To wszystko sprawia, że Magda nie decyduje się na leczenie i trafia do gabinetu medycyny niekonwencjonalnej: "Dostałam nadzieję, rozmowę, ciepło, pocieszenie. Nazywano mnie "cudowną Madzią". Mówiono, że wyjdę z raka. Czułam, że jestem dla kogoś ważna, że ktoś mnie rozumie. Tego nie znalazłam w szpitalach. Żaden lekarz tak naprawdę ze mną nie rozmawiał, niczego mi nie wyjaśnił. Wchodziłam na kilka minut do gabinetu i słyszałam: "Najpierw obustronna mastektomia, a później chemioterapia i naświetlania". A mnie to wszystko kojarzyło się wyłącznie z wycieńczeniem organizmu i powolnym umieraniem".
Wkrótce jednak okazuje się, że bolesne masaże, lewatywy, tajemnicze zioła i tabletki przestają być dla Magdy sposobem na raka. Gabinet i to, co się w nim dzieje postrzega jak coś absurdalnego: "W trzech rogach dużego pokoju siedziały kobiety, które kołkami masowały ludziom stopy. Na środku stały dwie kanapy, na których czekali kolejni pacjenci. Wszyscy wszystko widzieli, reagowali na krzyki, bo masaże sprawiały ogromny ból. Któregoś dnia popatrzyłam na masującą mnie panią Jolę i wydała mi się jakimś diabłem albo klownem. Pomyślałam: "Co ja tu robię?".
To doświadczenie trafi do spisanego przez Magdę dekalogu, a ona sama uznawana jest za jedną z pierwszych osób chorych na raka, które otwarcie odradzają korzystanie z medycyny alternatywnej na rzecz konwencjonalnych metod terapii.