Lekarz czy rzeźnik? Niechlubna przeszłość ginekologii
\Jeżeli jesteście osobami o słabych nerwach, z góry uprzedzamy, iż poniższy tekst zawiera drastyczne opisy. Przy czym wszelkie wydarzenia faktycznie miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Spisał je Jürgen Thorwald autor poczytnych książek, ze "Stuleciem chirurgów" na czele. Opisując kilkadziesiąt lat temu swoją najnowszą publikację, nie owijał w bawełnę: "Ginekolodzy" będą książką prowokacyjną. Opowiada ona o brutalności wielu lekarzy, ich wrogości do kobiet, kulcie macicy, któremu się oddawali, nawet jeśli kobieta musiała umrzeć z tego powodu.
Krwawe początki
W przeciwieństwie do innych lekarzy, którzy podwaliny pod współczesną medycynę postawili tysiące lat temu, położnicy na poważnie zainteresowali się kobiecym podbrzuszem dopiero dwieście pięćdziesiąt lat temu. Ich poprzednicy pozostawili za sobą litry łez i krwi. Na kolejnych stronach galerii przedstawiamy fragmenty "Ginekologów" - książki opisującej fascynującą i przerażającą zarazem historię ginekologii.
Morderca
Tym określeniem po raz pierwszy oficjalnie nazwano ginekologa w 1861 roku. Ignaz Semmelweiss, profesor położnictwa w Budapeszcie nazwał tak publicznie Scanzoniego z Würzburga, oskarżając go o lekceważenie zakażeń połogowych, czym wraz z innymi ginekologami czującymi lęk przed jakimikolwiek innowacjami, spowodował śmierć tysięcy kobiet. Nie chodziło tu bowiem o życie matki, lecz o zdobycie sławy, albo po prostu o zaspokojenie własnej ciekawości. Postawa Semmelweissa, który przejął się losem kobiet, była więc wyjątkowa.
Na lata 1880-1914 przypada rozkwit swoistego wyścigu zbrojeń, którego głównym przedmiotem stało się pesarium. Wykonywano je metodą prób i błędów (nie zważając na cierpienie pacjentek) z gumy, szkła, drewna, żelaza i skóry. Umieszczano je w pochwach kobiet, w celu podniesienia przemieszczonych macic. Walka kończyła się zazwyczaj remisem - jedni położnicy bogacili się na wstawianiu krążków, a inni na ich usuwaniu.
Seks to grzech
Wszelakim krwawym czy też dziwacznym praktykom w zakresie ginekologii "przysłużyli się" teologowie i hierarchowie kościelni. Już Ojcowie Kościoła na podstawie historii stworzenia świata i upadku Ewy i Adama uznali, iż podbrzusze kobiety jest siedzibą zła.
Uprawianie seksu wiązali z powtarzaniem grzechu pierworodnego. Mógł on towarzyszyć jedynie prokreacji. W III wieku n.e. Orygenes przedstawił teorię, w myśl której w przypadku ciężkiego porodu bezwzględnie należało poświęcać życie matki, by po narodzinach dziecko mogło zostać ochrzczone, gdyż w przeciwnym razie jego dusza była skazana na potępienie.
Strach przed kobiecym ciałem
Przez setki lat, kiedy to wpływy Kościoła były ogromne, lekarze mieli zakaz dotykania nagich kobiet, ich podbrzuszy, nie mogli również wchodzić do izby porodowej. Słynny doktor Veit podjął próbę złamania tego zakazu przebierając się za kobietę, za co został spalony na stosie. Opłakane były skutki braku jakiejkolwiek wiedzy na temat budowy kobiecych organów.
Polegano na domysłach i wyobrażeniach. Stąd wziął się pogląd, iż macica składa się z licznych przegród, które są połączone kanałami z jamą ustną i piersiami. Przez kanały miały płynąć mleko i powietrze. W XIII wieku kolońscy duchowni stwierdzili, że w przypadku, gdy w czasie porodu kobieta umrze, należy pozostawić jej usta otwarte przy pomocy kawałka drewna, dopóki jej dziecko nie zostanie wyjęte z brzucha i ochrzczone.
Akuszerka niesie śmierć
Do asystowania przy porodach jak i do rozcinania brzucha martwej rodzącej uprawnione były (często przez biskupów) wyłącznie akuszerki, którymi mogły być kobiety, które już wcześniej rodziły. Zazwyczaj były niedomyte i nie posiadały żadnej wiedzy na temat anatomii człowieka. Wymownym pozostaje fakt, iż pierwszy podręcznik dla akuszerek powstał dopiero w 1513 roku, czyli mniej więcej piętnaście wieków od powstania instytucji akuszerki. "Ogród różany dla kobiet i akuszerek" Euchariusa Rösslina był jednak zbiorem farmazonów i zabobonów.
Kobiety zostawały więc w rzeczywistości pozostawione samym sobie. Jeżeli nie umierały przy porodzie, często były zmuszone do egzystowania z porozrywanymi kroczami i przetokami między pęcherzem moczowym, odbytem a pochwą. Zdarzało się, iż zdjęta litością nad cierpieniem kobiety, akuszerka potajemnie wzywała chirurga. Jeżeli któryś z nich, mimo lęku przed reprezentantami Kościoła, decydował się na pomoc wyjącej z bólu matce, zazwyczaj był w stanie zrobić już tylko jedno: ratować życie kobiety miażdżąc główkę zakleszczonego dziecka za pomocą metalowego haku lub wiertła i wyciągać kawałek po kawałku jego ciało, walcząc z czasem.
Chrzest ponad życie
Nacisk na chrzest przyczynił się do wielu nadużyć ze strony akuszerek. Ze strachu przed potępieniem wolały pozwolić umrzeć matce niż pozbawić sakramentu dziecko. Bały się nacinać brzuch kobiety, toteż wypracowały sobie inne sposoby poradzenia sobie z tym problemem.
Nacierały zjełczałym olejem dłonie i starały się wyciągnąć przynajmniej nóżkę albo rączkę, aby pokropić je wodą. Czasami wsuwały długą zardzewiałą końcówkę strzykawki w pochwę i w ten sposób spryskiwały dziecko, recytując przy tym chrzcielną formułkę. Przy czym dopiero w 1901 roku dekretem Stolicy Apostolskiej zezwolono na sterylizację wody święconej.
Badanie na oślep
Surowe prawo związywało lekarzom ręce. Przez kolejne stulecia wszelkie odkrycia na temat kobiecego ciała wynikały zazwyczaj ze szczęśliwego zbiegu okoliczności. Z takiej właśnie okazji skorzystał Ambroise Paré, pochodzący z Francji wybitny chirurg wojskowy. Ok. 1540 roku w Bożym Schronisku, obskurnym paryskim szpitalu dla biedoty, Paré natknął się na rodzącą na ziemi umierającą kobietę. Leżała między chorymi żołnierzami. Chirurg wykorzystał panujący chaos, dzięki czemu odkrył, że w macicę można włożyć naoliwioną dłoń, obrócić zakleszczone dziecko i wyjąć je za stopy. Swoje spostrzeżenia przekazał następcom, którzy odtąd wykonywali ten zabieg oficjalnie m.in. na królewskim dworze.
Jednak za każdym razem, tuż przed wejściem do pokoju ciężarnej, kazali zawiązywać sobie oczy, a położenie dziecka zmieniali na oślep pod kołdrą. Nie istniała instytucja praktykanta, studenci uczyli się odbierania porodów na lalkach, a następnie na zabalsamowanych zwłokach niemowląt. Czasy te świetnie obrazują słowa Franccois’a Mauriceau’sa, który w drugiej połowie XVII w. pracował w Paryżu jako pierwszy położnik - stwierdził mianowicie, iż pierwszy krzyk noworodka brzmi jak "O. E.", co oznacza: "O, Ewo, dlaczego przywiodłaś naszego praojca do grzechu...?"
Przełomowy fetysz króla
Porodowe tabu zostało złamane przez Ludwika XIV. Król Słońce był w dobrych relacjach z Kościołem, ale jednocześnie nie przejmował się jego nauczaniem moralnym. Miał swoje fetysze, podniecały go również rodzące kobiety. Chętnie je podglądał zza zasłony jednocześnie oddając się uciechom z kochanką.
Aby mieć lepszy widok, nakazał usunięcie krzesła porodowego-odtąd damy rodziły leżąc na łóżku. Otworzył również zawód akuszera na mężczyzn, wzywając do porodów na dworze królewskim popularnego wśród ludu Juliusa Clémenta.
Śmiertelne zarazki
Prekursorzy ginekologii wprowadzili metodę przeprowadzania badania, nazywaną "toucher". Zgodnie z jej zasadami, kobieta musiała być ubrana i stać cierpliwie do końca badania. Opierała się pośladkami o stół, ręce miała złożone przed sobą, a nogi lekko rozkraczone pod sukniami.
Lekarz lekko unosił suknię lewą ręką i przeprowadzał badanie naoliwionym palec wskazującym prawej ręki tak jednak, by uniknąć pobudzania łechtaczki. Jeszcze w XIX wieku ginekolodzy nie mieli bladego pojęcia o bakteriach i zasadzie sterylności, toteż przenosili najgorsze zarazki, uśmiercając tym samym kobiety, zamiast im pomagać.
Publiczny poród
Zadeklarowanym przeciwnikiem rodzenia w ubraniu był Amerykanin, James P. White, profesor położnictwa w Buffalo. Uznał ten sposób rodzenia nie tylko za bezsensowny, ale i niebezpieczny. Postanowił więc złamać tabu przeprowadzając pierwszą kliniczną lekcję porodu na świecie.
W styczniu 1850 roku w sali wykładowej na oczach swoich studentów położył na stole porodowym Mary Watson, Irlandkę spodziewającą się nieślubnego dziecka. Przez osiem godzin widzowie uczestniczyli w prawdziwym porodzie. Profesor wywołał skandal. Zarzucano mu demoralizację studentów i sławienie nic nie wnoszących praktyk pseudomedycznych. Lawina jednak ruszyła i nie dała się zatrzymać.
Rtęcią w macicę
Dziewiętnastowieczne podręczniki medyczne dokładnie wyjaśniają przyczyny kobiecych przypadłości i sposoby ich leczenia. Jako przyczyny chorób podawano emocje podczas miesiączki, nadmierny popęd seksualny czy masturbację. Leczono je w pierwszej kolejności tzw. środkami ogólnymi, czyli lewatywą i zmianą klimatu. Jeżeli to nie pomagało, przechodzono do środków specjalnych. Aby zapobiec zbyt obfitym miesiączkom upuszczano krew, a także wkładano kostki lodu do pochwy.
Na brak miesiączki miały pomóc pijawki. Jeżeli kobieta uskarżała się na bolesne miesiączki, wystawiała swoje drogi rodne na działanie oparów chloroformu. Kiedy wynaleziono czopki rozszerzające szyjkę macicy, zaczęto wprowadzać rurki, by przepłukać kobiece narządy lodowatą wodą, rtęcią, jodem, kwasem siarkowym i innymi substancjami.
Czas chwały
Dzisiejsza ginekologia już dawno wyszła poza ramy i schematy, w które niegdyś została dość brutalnie wtrącona. Dobry ginekolog w swojej pracy wykorzystuje najnowsze osiągnięcia z różnych obszarów medycyny. Dzięki nim ciążę są w stanie donosić przewlekle chore kobiety, które jeszcze niedawno nie miały szans na macierzyństwo. Wady serca, choroby autoimmunologiczne czy nowotwory nie zawsze są przeszkodą dla szczęśliwego macierzyństwa, choć oczywiście ciążę chorej matki nazywa się wówczas ciążą wysokiego ryzyka.
Dobry ginekolog to zarazem świetny chirurg, ratujący życie kobiety trawionej rakiem albo przeprowadzający poważną operację, jaką wbrew obiegowej opinii jest przecież cesarskie cięcie. Wreszcie to psycholog i seksuolog, starający się leczyć skrywane traumy i wynikłe z nich lęki.
Zofia Tatarek/książki.wp.pl