Trwa ładowanie...
recenzja
16-02-2011 12:03

Legendy nie podgrzewają atmosfery

Legendy nie podgrzewają atmosferyŹródło: Inne
dkgwccc
dkgwccc

Wydane po raz pierwszy czterdzieści lat temu Rodowody niepokornych są książką legendarną. Czytając o nich, można odnieść wrażenie, że stanowią one wręcz ulubioną lekturą demokratycznych opozycjonistów z czasów PRL.Nie da się ukryć, że Rodowody..., podobnie jak napisane po nich publikacje Adama Michnika (* Kościół, dialog, lewica), czy też Józefa Tischnera ( Polski kształt dialogu*) zdawały się inspirować porozumie pomiędzy lewicującymi (cokolwiek to słowo, dawniej i dzisiaj oznacza) intelektualistami, a otwartymi na współczesność wiernymi Kościoła Katolickiego, przyczyniając się do powstania różnorakiego ruchu społecznego, jakim była „Solidarność”.

Co takiego znalazło się w książce Bohdana Cywińskiego, która dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności nie doczekała się interwencji cenzury, znajdując się w oficjalnym obiegu wydawniczym? Rodowody niepokornych w najbardziej powierzchownym odbiorze przedstawiają sylwetki polskich inteligentów, którzy kształcąc się na ziemiach rozbiorowej Polski (pokolenie opisane przez Stefana Żeromskiego w * Syzyfowych pracach*) w różny sposób angażowali się w sprawy społeczne. Dzięki niej poznamy nie tylko nie dających się rusycyzacji, niekiedy dość wyrośniętych gimnazjalistów, lecz również dziarskich rewolucjonistów, porządnych polskich katolików; dotkniemy również delikatnej różnicy pomiędzy nacjonalizmem, a patriotyzmem, a także dowiemy się, jak są możliwe spotkania poza ideologicznymi schematami, ludzi dobrej woli. Dając przykład, że pomimo różnic można
zgodnie działać, zarówno w realizacji wspólnego dobra, jak i w zwalczaniu wspólnego wroga.

Trzeba przy tym oddać autorowi, że przedstawia znane chociażby z podręczników opisującymi dzieje narodu i lekcji języka ojczystego tematy głębiej (raczej jest to lektura dla studenta niż dla licealisty), a przede wszystkim z narracyjnym nerwem, który sprawia, że z zaciekawieniem czyta się o ważnych wyborach ludzi, którzy na własnej skórze zetknęli się z historią pisaną przez mniejsze lub większe „h”. Dlatego nie dziwię się, dlaczego zbiór sylwetek polskich działaczy niepodległościowych, wśród których, z niewiadomych przyczyn nie znalazło się miejsca dla Józefa Pilsudzkiego (o którym można poczytać tu zaledwie kilka wzmianek), stało się tak cenioną przez opozycjonistów lekturą, co może budzić pytanie o to, czy czas jej przypadkiem nie minął?

Osobiście najbardziej kusi mnie odpowiedź ambiwalentna, albowiem nie do końca przekonuje mnie moralistyka autora; z jednej strony odwołująca się do etosu obecnego chociażby w * Człowieku zbuntowanym* Albert Camus (indywidualność sumienia, patos nie zgody na zło), a z drugiej strony odniesienie do praktyki życiowej świętego Franciszka, który akceptował w ludziach wszystko to, co nie jest grzechem. Cóż bowiem może z niej wynikać dla współczesnego czytelnika? Pewnie bym przesadził twierdząc, że treść książki Cywińskiego parzy mnie jak płomień, na który się delikatnie dmucha, to jednak odniosłem wrażenie, że jej treść – niezbyt adekwatnie podgrzewa atmosferę naszych; preferujących pokojowe temperatury czasów. Po latach zdając się być przede wszystkim opowieścią o tym, jak kształtowała się na początku dwudziestego stulecia polska inteligencja, i o której tożsamość, czy wręcz egzystencję
pytania, od czasu do czasu, z różnych powodów powracają.

dkgwccc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dkgwccc