Latynoskie Bullerbyn i molestowanie
Pisarz, który mocno przyczynił się do światowego boomu latynoamerykańskiej prozy, zdaje sobie sprawę, jak wiele zawdzięcza korzeniom: "Miasto, w którym się urodziłem, Arequipa leżąca na południu Peru w andyjskiej dolinie, słynne było ze swej duchowości i buntowniczości, ze swoich prawników i wulkanów, z czystości nieba, smaku krewetek i patriotyzmu lokalnego. A także z nevady, rodzaju przejściowej nerwicy nękającej tubylców". To chyba po części tłumaczy, skąd się wziął temperament tego Latynosa.
Liczne podróże i przeprowadzki (m.in. do Cochabamby), na które był skazany, w przyszłości okażą się bardzo inspirujące. Jak zauważa Tomasz Pindel: "Dzieciństwo w Cochabambie musiało być trochę jak dzieciństwo w Bullerbyn, tyle że w kolonialnej wersji. Wspomnienia z tamtych lat układają się w ciąg atrakcji, wycieczek i świąt. Niedzielne spacery po mszy i wypady za miasto, cyrk i platoniczna miłość do akrobatki, karnawałowe zabawy, procesje w Wielkim Tygodniu i atmosfera Bożego Narodzenia (inna niż w Bullerbyn, bo przecież 24 grudnia to w Ameryce Południowej środek lata). Wśród rodzinnych pamiątek zachował się wystukany na maszynie liścik do Dzieciątka Jezus, w którym mały Mario grzecznie prosi o lotnicze gogle oraz teczkę i pugilares, nic więcej, bo przecież Dzieciątko jest raczej ubogie". Przez rodzinę matki chłopiec był wychowany w duchu katolickim. Jednak to, że jeden z nauczycieli zakonników zaczął pokazywać mu zdjęcia pornograficzne i próbował go dotykać, oddaliło go na dobre od Kościoła.