Treningi i witaminy nie wystarczą
Armstrong zdawał sobie sprawę, że ciężkie treningi i zwykłe witaminy nie wystarczą, by być najlepszym. A taki był jego cel. W marcu 1995 roku przyszedł czas na Erytropoetynę (EPO), "tlen w pigułce", który wyraźnie zwiększał wydajność fizyczną sportowców.
Nowy środek dopingujący był wszędzie. Zawodnicy nosili termosy wypełnione lodem i malutkimi fiolkami z EPO. I chociaż urodzony w Teksasie kolarz mógł zdecydować się na samotne stosowanie dopingu, w rzeczywistości niewiele by mu to dało, ponieważ w każdym zespole, oprócz lidera, liczą się również pozostali kolarze, tzw. "domestiques" (fr. sługa, drugorzędny zawodnik), których zadaniem jest pomoc liderowi w dotarciu do mety.