Panteon rock'n'rolla
Zarówno Jerry Lee, jak i Elvis, odebrali dość surowe, zielonoświątkowe wychowanie. Jednym z kluczowych pytań, jakie zadawali sobie obaj podczas trwania swojej kariery, brzmiało: "Czy można grać rock'n'rolla i zostać zbawionym?". Jak pisze Bragg, prawdopodobnie żaden z nich nie znalazł w trakcie życia satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie. Jerry Lee wspomina w książce, że jego aktualna żona Judith widziała Presleya kilka lat temu: "(...) zbliżała się w ulewie do otwieranych elektroniczne drzwi ich rancza i w strugach deszczu nad żelazną bramą dojrzała coś, co wyglądało na zjawę. Opisała ją Jerry'emu. Sądzą, że był to Elvis".
Bragg zastanawia się, co może znaczyć to wydarzenie: "A może Elvis przyszedł, by odpowiedzieć na zadane mu przed laty pytanie, które nurtowało ich obydwu: jaki los czeka po śmierci tych, którzy grają i śpiewają rock'n'rolla?". Póki co historia Jerry'ego Lee trwa nadal. O jego oczekiwaniach związanych z życiem pośmiertnym, świadczy najlepiej odpowiedź na pytanie Bragga dotyczące tego, kto usiądzie na tronie w panteonie muzyki rockowej. Lewis nie ma wątpliwości: on sam. Zaraz za nim jednak: Elvis.
Mateusz Witkowski/ksiazki.wp.pl