Trwa ładowanie...

Rafał Księżyk: "Najwyraźniej boimy się wolności"

- Przez jakąś godzinę toczyła się regularna wojna domowa na sztachety, kamienie i pieści. Krew się lała, wyły syreny. Punkowcy z upodobaniem zdzierali sztrajfy nowo wybranego sponsora strategicznego imprezy - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską festiwal w Jarocinie Rafał Księżyk, autor "Dzikiej rzeczy".

Rafał Księżyk wspomina "zadymę" w JarocinieRafał Księżyk wspomina "zadymę" w JarocinieŹródło: YouTube.com, East News
d3eil7h
d3eil7h

Rock’n’rollowi straceńcy, punkowi radykałowie, przedstawiciele środowiska LGBT otwarcie deklarujący swoją orientację, artystki i artyści — takie postaci wypełniają karty najnowszej książki Rafała Księżyka o "dzikich" czasach polskiej kultury. Autor opowiada, co się wtedy działo i czemu tak mało z tego zostało do dziś. 

Maciej Kowalski: Jak wspominasz czasy transformacji? Co robiłeś na przełomie lat 80. i 90.?

Rafał Księżyk: Świetnie, ale to były przecież moje lata formatywne. Przyjechałem do Warszawy studiować prawo i chłonąłem wszystko, co się działo, jak to tylko człowiek w studenckim wieku potrafi. A działo się na tyle wiele, że z miejsca odechciało mi się być prawnikiem. Studia skończyłem, żebym mógł wyśmiewać się z prawników, gdy zajdzie taka potrzeba, a ostatnio zachodzi coraz częściej, ale pracować zacząłem jako dziennikarz muzyczny.

Jakie najdziksze rzeczy wytropiłeś, zbierając materiały do swojej najnowszej książki, "Dzikiej rzeczy"?

Przypadek zespołu Los Loveros. Z tamtych czasów pamiętałem z Listy Przebojów Rozgłośni Harcerskiej ich "Ekscentryków", choć słyszałem tę piosenkę ledwie parę razy. Do tego plotki, że mieli grać z Nickiem Cave'm, ale wokalista popełnił samobójstwo. Po latach podjąłem najprawdziwsze dziennikarskie śledztwo i okazało się, że chodziło o Swans, nie Cave'a, a z całego kwartetu, który przybył z Wrocławia do Warszawy, do dziś przeżył tylko jeden muzyk. Esencjonalna historia rockowych maksymalistów i straceńców w jednym. 

Kazik Staszewski i Rafał Księżyk East News
Kazik Staszewski i Rafał KsiężykŹródło: East News

A które z opisywanych przez ciebie zjawisk i postaci są z dzisiejszego punktu widzenia najbardziej znaczące? Wciąż mające wpływ na to, co się wydarzyło w kulturze później?

Ciekawe jest to, że wszystkie najważniejsze płyty okresu transformacji – Apteki, Izraela, Maxa i Kelnera i Kazika – w jakiś sposób czerpią z nowoczesnej, beatowej czarnej muzyki, od hip-hopu po acid house. W PRL-u byliśmy zdani tylko na radio, a takich brzmień nikt tam wtedy nie grał, tymczasem za sprawą wspomnianych zespołów, okazało się, że czarne beaty są niezbędne i tak już zostało.

d3eil7h

Skąd w ogóle pomysł, żeby napisać książkę konfrontującą kontrkulturę sprzed kilku dekad z ówczesną sytuacją społeczno-polityczną?

To był okres przejściowy, PRL-u już nie było, nowy kapitalistyczny system jeszcze się nie osadził, a zatem: stan chaosu. Dla artystów z undergroundu to stan naturalny i to oni najlepiej go wykorzystali, by realizować swoją wizję wolności. Od nich uczyliśmy się, jak żyć kolorowo. Więc warto spojrzeć na epokę z tego punktu widzenia, który wychodził poza prostą dwubiegunowość komuna – opozycja, jak również daleki był od wejścia w wyścig szczurów i etos przedsiębiorczości. Te wszystkie freaki, których opisuję, byli bardzo istotni dla tworzenia nowej, wolnej Polski. Rozpalali wyobraźnię i kreatywność. Odcięliśmy sobie w pewnym momencie tę tradycję i jesteśmy, gdzie jesteśmy.

Skąd czerpałeś wiedzę i materiały?

Od 1993 roku pracowałem jako dziennikarz muzyczny. Archiwa własne mam spore. Tam, gdzie były wywiady z epoki, korzystałem z nich, no bo nie wiem np., czy dziś Maleo przyznałby się, jak mi to powiedział w wywiadzie z 1994 roku, że to słynne brzmienie "Soul Ammunition" Houka to właściwie przypadkiem wyszło. Miałem masę materiałów zebranych do wywiadów rzek, które robiłem m.in. z Brylewskim, Kazikiem i Muńkiem. A jeśli nic nie było, szukałem właściwych ludzi i przeprowadzałem wywiady. Z kilkoma nie udało się pogadać, ale i tak było tyle materiału, że pierwotny plan napisania w ogóle o latach 90., ograniczyłem do najbardziej burzliwego początku dekady.

d3eil7h

Tamte czasy są dobrze zarchwizowane? Zostało po nich dużo dokumentów i zapisów, czy trzeba bazować na zawodnej pamięci uczestników tamtych wydarzeń?

Jest nieźle. Jest to podsumowane w bibliografii i dyskografii "Dzikiej rzeczy". Na YouTube’ie można znaleźć fantastyczne materiały, teledyski i całe płyty. Ale wciąż sporo jest nagrań z tamtych lat, które pozostają niewydane. 

Wielu bohaterów twojej książki: Jędrzej Kodymowski, Dariusz Malejonek, Tomasz Budzyński i inni, wówczas prezentujący radykalnie wolnościowe poglądy, przeszło potem na zupełnie inne pozycje: ultrakatolickie, konserwatywne, otwarcie prawicowe. To jakiś wspólny mechanizm?

Każdy taki przypadek należałoby rozpatrywać indywidualnie, choć zebrane razem mieszczą się na większej fali przemian w Polsce, ba, na świecie. Najwyraźniej boimy się wolności. Wygodnie jest przyjąć ideologię, która wytłumaczy cały świat. Ostatnie miesiące pokazują wyraźnie, że poczucie bezpieczeństwa jest dla nas najważniejsze. Wracając do konkretnych przypadków, Maleo i Budzy wybrali pewność wewnętrzną, Kodym - bezpieczeństwo finansowe.

Rafal Księżyk i Tomasz Stańko East News
Rafał Księżyk i Tomasz StańkoŹródło: East News

Wątkiem, który często pojawia się w tej opowieści, jest pytanie: "jak to było możliwe"? Jak to się działo, że za czasów umierającej komuny, a potem rodzącego się turbokapitalizmu, zdarzały się tak radykalne, obrazoburcze, skandaliczne działania? Np. plemienne rytuały z paleniem pochodni i stosów na gdańskiej Wyspie Spichrzów czy ociekające udawanym blichtrem i prawdziwym seksem imprezy w klubach. Nikt tego nie pilnował? Nikomu to nie przeszkadzało?

To są właśnie pożytki z chaosu, który jest niebezpieczny, ale też wyzwalający. A w tym konkretnym czasie polskiego przełomu, po latach duszącego systemu komuny, afirmowanie wolności było bardzo realnym doświadczeniem. Byli rzecz jasna tacy, którzy błyskawicznie rozpoczęli różnorakie przestępcze procedery, ale ogólny klimat był taki, że liczyło się otwarcie na świat i upodobanie do różnorodności. Czyli coś, czego dzisiaj tak bardzo nam w Polsce brakuje. Np. dwaj queerowi wokaliści, którzy pojawiają się w "Dzikiej rzeczy" twierdzą, że w tamtych czasach nie było czegoś takiego jak homofobia.

d3eil7h

Buntownicze, antysystemowe, antykapitalistyczne działania z tamtych czasów wydawały się atrakcyjne, a jednak nie powstała na ich podstawie żadna formacja ideologiczna, która miałaby wpływ na dzisiejszą rzeczywistość. Dlaczego?

Koniec końców atrakcyjniejszy okazał się scenariusz mieszczański – dorabiania się i małej stabilizacji. Oczywiście nie dla wszystkich, ale zbuntowani stali się niezauważalną mniejszością.

Czego współczesna kontrkultura może się nauczyć z tamtych czasów? Które idee mogą być atrakcyjne dla tych, którzy obecnie kontestują system?

Te najprostsze. Jeśli nie podoba ci się to, co masz w otoczeniu, czegoś ci brak, to zacznij to zmieniać w skali mikro, na ile masz sił i możliwości, zbierz przyjaciół i w nich szukaj wsparcia. I pamiętaj, że nie na wszystkim trzeba zarabiać. 

d3eil7h

A jakie jest twoje najważniejsze osobiste wspomnienie?

Opowiem o akcji muzycznej. Demolka na festiwalu Jarocin 1993, przez jakąś godzinę tam toczyła się regularna wojna domowa na sztachety, kamienie i pieści. Krew się lała, wyły syreny. Punkowcy, dziarscy niczym "wiejscy motocykliści" z piosenki Wańki Wstańki, z upodobaniem zdzierali sztrajfy nowo wybranego sponsora strategicznego imprezy, Marlboro. To jest jedna z ostatnich scen z "Dzikiej rzeczy".

Zobacz także: Młodzi Amerykanie nie myją rąk po kichaniu. Nowy raport CDC

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d3eil7h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3eil7h