Spalona słońcem Afryka nieraz bywała miejscem krwawych rozgrywek, brutalnych przewrotów, trudno zliczyć ilu ludzi zginęło w wyniku wewnętrznych konfliktów, jak dużo ofiar pochłonęły waśnie między różnymi plemionami, bądź miejscowymi przywódcami. Rafał Dębski osadził akcję swojej najnowszej powieści w Ghanezi, gdzieś pośrodku Afryki. To niewielkie państwo również nie jest wolne od konfliktów, jak wiele innych przeżarte korupcją, wewnętrznie rozdarte. Lokalne zmagania o władzę obserwują, jakże by inaczej, zachodni dziennikarze, bezpiecznie ulokowani w niewielkim hotelu. Jednak niebezpieczeństwo dosięgnie także ich. Rozpędzonej machiny śmierci nie da się zatrzymać, o czym wkrótce przekonają się reporterzy. Wśród nich znajduje się główny bohater powieści, tajemniczy Bodrick Robertson, korespondent wojenny New York Timesa. Jak się szybko okazuje - robienie zdjęć nie jest jedyną jego umiejętnością. Wplątany w przeróżne ciemne sprawki, zmuszony do pojęcia walki o życie kochanki, Bodrick szybko ujawnia swoje
niezwykłe zdolności.
Słońce we krwi nie odbiega od innych powieści sensacyjnych, jakich na rynku mamy mnóstwo. Wartka akcja, bohater nie do zdarcia i mnóstwo przemocy - to główne składniki Słońca we krwi. Wydaje mi się, że całość znacznie by zyskała, gdyby główny bohater był nieco bardziej ludzki. Owszem, Bodrick odnosi rany, zdarza mu się także narzekać na nieco podeszły wiek i skostniałe mięśnie, nie zmienia to jednak faktu, że czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, iż ujdzie cało z każdej sytuacji. Wybuchy, zasadzki, krwiożerczy psychopata - żadna z tych rzeczy nie jest w stanie zagrozić dzielnemu reporterowi. Nie da się ukryć, że kolejne demolki przez niego wywoływane obserwuje się z rosnącym rozbawieniem: te wszystkie fikołki, uniki; pociski świszczące koło ucha i wrogowie zabijani niemalże w powietrzu; trup, który ściele się gęsto. Nie sekundujemy bohaterowi, gdyż nie jest mu to potrzebne. Heros radzi sobie doskonale w każdej sytuacji. Nieco groteskowo wypada także postać głównego antagonisty, który jest tak zły, że
staje się wręcz karykaturą bohatera negatywnego.
Rezultat krwawej krucjaty Robertsona łatwo przewidzieć, co jednak nie umniejsza przyjemności z lektury, gdyż mimo wszystko Dębski jest sprawnym rzemieślnikiem i potrafi zainteresować czytelnika. W interesujący sposób udało mi się pokazać, jak działa mechanizm wojny we współczesnym świecie. Jak konflikty, które co rusz wybuchają w różnych miejscach, sterowane są precyzyjnie przez ludzi, którzy zarabiają na wojnie. Handlarze bronią, agenci różnych wywiadów, najemnicy i dziennikarze… Wszyscy oni czerpią korzyści z wojen, które my oglądamy w telewizji, jako jeden z wielu newsów dnia. Dębski pokazuje także brudne rozgrywki, w których życie ludzkie jest moneta przetargową, ale o bardzo niskim nominale. Celowo wywoływane konflikty wojenne, rasizm w różnych postaciach, unurzane w krwi ręce polityków na całym świecie - to niewesoła rzeczywistość, jaką prezentuje nam Dębski w, zdawałoby się, błahej powieści sensacyjnej. Zdarza się często, że szlachetne intencje autora nie idą w parze z jego umiejętnościami
literackimi, co kończy się nieznośnie patetyczną scena, bądź wygłaszaniem truizmów. Bywa i tak. Jednak rzeczywistość wykreowana przez Dębskiego potrafi zaciekawić i dostarczyć kilku emocjonujących godzin rozrywki.