Inaczej niż w filmie
Przywołany na poprzednim slajdzie cytat idealnie opisuje podejście, które charakteryzowało Daphne Park. Ponad efekciarskie szpiegowskie zabawy przedkładała pracowitość i zaufanie. Swoich kontaktów nie zdradziła nawet miejscowemu ambasadorowi Wielkiej Brytanii. Zawsze dbała o informatorów i nigdy nie namawiała ich do zdrady. Dziś, w epoce wojny z terrorem i internetu, taka postawa odchodzi do lamusa, ale z książki Gordona Corera wynika, że właśnie tak powinna wyglądać praca dobrego szpiega.
Park często zresztą wyśmiewała ludzi, którzy nie rozumieli jej pracy. Wydawało im się, że szpiedzy to superbohaterowie wprost z filmów o Jamesie Bondzie, ale najzdolniejsza brytyjska agentka szybko wyprowadzała ich z błędu. Chętnie żartowała, że jednym z najbardziej emocjonujących momentów w jej karierze, był ratunek Damiana Kandolo, adiunkta Patrice Lumumby (na zdjęciu) - ówczesnego premiera Demokratycznej Republiki Konga. Gdy Kandolo został zdemaskowany jako informator brytyjskich tajnych służb, Park postanowiła ocalić mu życie i pomóc wydostać się z kraju.* Zapakowała go więc do bagażnika swojego malutkiego citroena DC i bez przeszkód dowiozła na prom*. "Ludzie nigdy nie podejrzewają, że możesz cokolwiek schować w citroenie DC, to jedna z największych zalet tego auta" - tłumaczyła później. Wyznawała też, że jest fatalnym kierowcą, więc nikomu nie przyszło do głowy, iż mogłaby taką misję przeprowadzić samodzielnie.
Innym razem, gdy cwaniacy z centrali przysłali do Konga cały zestaw nowiutkich zabawek dla szpiegów, Daphne park wyśmiała "śmierdzące bomby" mające służyć do rozganiania demonstrujących tłumów.* "Raz udało nam się wyzwolić smrodek przypominający zapach dochodzący spod spoconej pachy, nic więcej"* - konstatowała w sarkastycznym telegramie. "Nie sądzę, żeby rozwścieczonemu Kongijczykowi robiło to jakąkolwiek różnicę".