Przeceniany, nie zmałpiony
Na pytanie Ćwielucha, czy Kowalewski wie, w ilu rzeczach zagrał, aktor odpowiada rozbrajająco: "W tylu, że przestałem liczyć". Nie zagrał "wielkiej" roli, jak Cybulski w "Popiele i diamencie" Wajdy, ale mówi sam, że bałby się gwiazdorstwa, nie nadaje się do niego. Nie odczuwa też, żeby kiedykolwiek zabiegał o sukces. To lekcja profesora Mariana Wyrzykowskiego, którą zapamiętał: aktor nie powinien zmałpieć, stać się próżnym ponad miarę. Co go uratowało? Kowalewski twierdzi, że wrodzona autoironia doskonale chroni przed sodówą. Szczególnie, że każde wyjście na teatralne deski to przygoda i nigdy nie wiadomo, co się stanie, ani jak zareaguje publiczność. Nie boi się dawać autografów, jeśli ktoś poprosi. Nie przejmuje się, że sprzedają je potem w internecie. Jego autograf i tak jest droższy od podpisu Dody. Poproszony o komentarz mówi: "Sam pan widzi. Jestem wyraźnie przeceniany".
Ola Maciejewska/WP.pl
Na zdjęciu: Krzysztof Kowalewski i kobiety jego życia, 2004