Przygoda choroby i umierania
"Kiedy to wszystko się zaczęło, myślałam... cóż, usłyszałam oczywiście, że prawdopodobnie wkrótce umrę, stałam więc nie tylko w obliczu choroby i bolesnych operacji, lecz także perspektywy śmierci w ciągu roku lub dwóch. Oprócz grozy i fizycznego bólu czułam także niesamowite przerażenie. Ogarniała mnie zwierzęca panika w czystej postaci" - mówi Sontag o miesiącach spędzonych w szpitalu. Od razu dodaje:
"Doświadczałam też jednak chwil uniesienia, niezwykłej intensywności bycia. Miałam wrażenie, że dzieje się coś fantastycznego, jak gdybym wyruszyła na wspaniałą przygodę - była to przygoda choroby i być może także umierania, a godzenie się ze śmiercią jest czymś niezwykłym. Nie mówię, że to przeżycie pozytywne, bo brzmiałoby to pretensjonalnie, ale miało pewien pozytywny aspekt".
W pierwszej chwili po otrzymaniu diagnozy, Sontag zaczęła myśleć: "Czym ja sobie na to zasłużyłam?" i odpowiadała: "Prowadziłam złe życie, zbytnio tłumiłam emocje. O, pięć lat temu byłam pogrążona w wielkim żalu, więc to musi być skutek tamtej głębokiej depresji". Szybko jednak postanowiła, że nie da się wpędzić w poczucie winy.