Za pozwoleniem przełożonych
Lipiński opisuje Humera jako "nijakiego", "dobrze wychowanego i spokojnego starszego pana". Dawny funkcjonariusz uwielbiał mówić o ideologii komunistycznej i twierdził, że na nikim nie wymuszał fałszywych zeznań. Unikał rozmów o biciu więźniów - zarzekał się także, że nigdy nie uderzył kobiety, Ukraińca czy Żyda. Według jego słów, po 1946 roku przymus fizyczny w czasie przesłuchań stosowano niebywale rzadko.
Nieco później, na pytanie o to, kto uczył oficerów śledczych bicia, Humer odpowiada: "TEGO nie trzeba uczyć". Przełożeni oficjalnie nie zezwalali na przemoc, ale przymykali na to oko, zdejmując przy tym z funkcjonariuszy odpowiedzialność - wszyscy działali bowiem "dla umocnienia zdobyczy ludowej". Humer był zastępcą Józefa Różańskiego, naczelnika mokotowskiego więzienia, słynącego z sadystycznych metod znęcania się nad więźniami. Obaj na zmianę kierowali warszawską placówką.