U szczytu kariery
Ta taktyka się opłaciła. W październiku 1949 roku Kim Philby został przeniesiony do Stanów Zjednoczonych. Oficjalnie pełnił funkcję pierwszego sekretarza w brytyjskiej ambasadzie. W rzeczywistości jednak był reprezentantem brytyjskiego wywiadu odpowiedzialnym za kontakty z amerykańskimi służbami. Mówiąc w skrócie - przekazywał informacje pomiędzy MI6 i CIA. Dokładnie w dniu, w którym przejął nowe obowiązki w Albanii wylądowała druga drużyna szkolonych przez Amerykanów dywersantów. Została, tak samo jak pierwsza, przechwycona i unieszkodliwiona.
"Philby był czarusiem" - mówił pracownik CIA, James McCargar. "Miał świetną reputację, wołali na niego młody gniewny, a amerykańska biurokracja docenia takie rzeczy... miało się wrażenie, że można mu zaufać". Największą ofiarą uroczego uśmiechy Philby'ego był wspominany już James Angleton, robiący coraz większą karierę w CIA. "Tak jak inni, którzy mieli z nim kontakt, Angleton uważał Philby'ego za nieskazitelnego profesjonalistę". Dwaj przyjaciele często spotykali się w restauracjach, wspólnie pili i wymieniali się informacjami. Przyszły szef CIA zaprosił nawet najgroźniejszego radzieckiego szpiega do swojego domu na kolację z okazji Święta Dziękczynienia (w swoim domu gościł Philby'ego również J. Edgar Hoover).
(na zdjęciu: współczesna siedziba CIA)