Początek końca
Zdaniem wielu historyków i znawców wywiadu, Kima Philby był jedną z najważniejszych przyczyn niepowodzeń zachodnich wywiadów w pierwszych latach zimnej wojny. "Co się stało? Ten cholerny Kim Philby kapował. To się stało" - miał na pytanie, o nieudane operacje, odpowiedzieć David Smiley z brytyjskiego wywiadu (nie mylić z George'em Smileyem, bohaterem powieści Johna Le Carre'a). "Lepiej byśmy wyszli, gdybyśmy po prostu siedzieli bezczynnie" - narzekał zaś bezimienny oficer CIA, mając na myśli zatrważającą liczbę operacji rozbitych przez KGB.
Philby'emu grunt zaczął palić się pod stopami dopiero w 1950 roku, 9 lat po wstąpieniu do MI6. Podejrzenie rzuciła na niego przyjaźń z Guyem Burgessem, innym radzieckim szpiegiem, niestabilnym emocjonalnie pijakiem, który przechwalał się swoimi szpiegowskimi sukcesami. Dziwaczna była także znajomość z Donaldem Macleanem, w sprawie którego FBI prowadziło śledztwo. Jak się później okaże Burgess, Maclean, Philby i Anthony Blunt byli członkami słynnej Piątki z Cambridge - zwerbowanej przez Arnolda Deutscha siatki szpiegowskiej. Do dziś nie jest jasne, kto był piątym członkiem grupy. Najprawdopodobniej chodziło o Johna Cairncrossa, który przyznał się do szpiegostwa w 1950 roku. Niektóre teorie mówią jednak nawet, że piątym był sam James Angleton.
(na zdjęciu: paszport Kima Philby'ego)