Jacek Podsiadło i Marcin Świetlicki w latach 90. byli uznawani za najbardziej interesujących poetów swojej generacji. Świetlicki z pozycji outsidera, ale wciąż daje o sobie znać, natomiast o Podsiadle słuch zaginął.
Duża w tym jego zasługa. W ostatnich latach rzadko zabierał głos, publikował niewiele. Nie przestaje to dziwić tych, którzy pamiętają okres jego wielkiej aktywności twórczej oraz to, że trzykrotnie był nominowany do Nike.
"Już teraz się do nas wybiera
każda zlekceważona sekunda, nieznaleziony rym, zaniechana litera” – pisał w 1994 roku.
Niedawno skończył 50 lat. Z tej okazji do księgarń trafił, wydany przez wrocławskie Biuro Literackie, wybór jego (dwustu!) wierszy Być może należało mówić. Serdecznie polecam ten tom. Obsesyjnie powraca w nim motyw Drogi (pisanej zawsze dużą literą), wędrowania do Anny Marii przede wszystkim. „Nazywam się Jacek Podsiadło. / Mam 26 lat. / Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem o takiej dziewczynie jak ty. / I później, latami. / Próbowałem zmusić parę kobiet, by były tobą. / Chciałbym cię bliżej poznać. / Zobaczyć, co nosisz pod skórą”.
Krytycy mówią o poezji, należącego do pokolenia Brulionu, Podsiadły, że jest posthippisowska, wskazują na podobieństwo do twórczości Stachury, wpływy bitników, „szkoły nowojorskiej” ( Frank O’Hara , John Ashbery ), ale i Czesława Miłosza . Zwracają uwagę na jej radykalizm i autentyczność, bowiem Podsiadło w życiu codziennym broni tych samych wartości, co w strofach swoich wierszy. Piotr Śliwiński uznaje jego pisanie za „rodzaj partyzanckiej walki, skierowanej przeciw kulturze, która mami rozgłosem, a razi obojętnością”. Natomiast Karola Maliszewskiego frapuje „mitologizacja zwykłości (...), jakimś ciepłem owiane (nastrojowe?) mity codzienne. Ten pierwszy
o kobiecie obserwowanej przez początkującego mężczyznę, o mężczyźnie obserwującym siebie (i ich oboje) w lustrze wiersza. I ten drugi, o mozolnych próbach budowania domu »wokół prawdziwego ognia«, tworzenia wspólnoty, wędrówki i szukania miejsca dla siebie”.
Jest w tej poezji dowartościowanie doznań śmiesznie codziennych, prywatnych rytuałów oraz sceptycyzm i dystans w stosunku do instytucji życia publicznego. Jest miejsce na „przecinek łzy, głowę ściśniętą w nawiasach dłoni”, na Podsiadłę „włóczącego u nogi kulę spóźnień” i pytającego: „Masz jeszcze jakąś rozpacz do opowiedzenia?”
Koniec lat 80. i początek 90. to najpłodniejszy okres w jego życiu twórczym. Z tamtego czasu pochodzi największa ilość przejmujących erotyków: „...piszę poemat, który czytam Grażynie / w cudowne noce autorskie, kiedy jej dłonie / wędrują po moim ciele i metafory są / straszliwie podniecające”.
Dziś na nowo zaczyna być ceniona poezja emocjonalna, poezja prostego wyznania i to jest szansą na nowe życie utworów Jacka Podsiadły. Zresztą o tym, że trafiają one także i dziś do wrażliwości młodych ludzi, świadczy popularność na Facebooku profilu o nazwie zaczerpniętej z jednego z jego wierszy: „Z uniesień pozostało mi uniesienie brwi, ze wzruszeń – wzruszenie ramion”. Gdy tylko pojawia się tam jakiś fragment utworu poety, jest żywo komentowany i na ogół są to komentarze pełne uznania dla talentu Podsiadły.
W jego twórczości wciąż powraca motyw tęsknoty za dziecięcą czystością: „Gówniażeria wrzeszcząca: / »Nie wierz nikomu po trzydziestce!« miała rację. Oto najlepszy / moment, / ostatnia chwila, by dać się powiesić nago na publicznym widoku, / oblać się benzyną / i ostatni raz stanąć w ogniu samego siebie, w imię idei, zanim / przestanie być ważna (...)”.
Dwa lata temu na łamach „Dużego Formatu” poeta mówił Dorocie Wodeckiej : „Dzieci po prostu dodają ochoty do życia. Mimo że jestem już stary, to dzięki dzieciom czuję się jak na leciutkim haju. Na przykład odzyskuję przy nich wiarę w sens marzenia. Jeśli córka zastrzeliwuje mnie (...) zdaniem-marzeniem: »żeby nigdy nie umarliśmy«, to wymaga ode mnie, żebym znów się zmierzył z problemem śmiertelności. Przynajmniej zmusza mnie do napisania wiersza”.
„energetyczna sieć znaków i niedoczytań”
W latach 80. Podsiadło współpracował z pacyfistycznym i ekologicznym ruchem „Wolność i Pokój”, potem pisał felietony dla „Tygodnika Powszechnego”. Od pięciu lat prowadzi w internecie własne Domowe Radio „Studnia”. Pytany przez Justynę Kopińską z portalu Polska Ma Sens, czy przynosi mu ono jakiekolwiek dochody, odpowiedział: „Nie Pani pierwsza pyta mnie, czy to radio przynosi dochody, ale ja je robię dla przyjemności. Jak idę na rolkach pojeździć albo pobyczyć się nad wodą, to nikt nie pyta, czy na tym zarabiam”.
Wyznał też: „Jedną z bardziej przejmujących lektur mej młodości był * Głód* Hamsuna . Więc jak głodowałem, to byłem z siebie trochę dumny, że oto upodabniam się do hamsunowskiego bohatera. Po trzecie, lepiej być głodnym, ale swobodnym, niż najedzonym, a zniewolonym - przepraszam, że rymuję. Ten okres swojego życia, gdy z głodu zjadałem cały bochenek chleba, cytrynę albo próbowałem zjeść torebkę herbaty ekspresowej, nauczył mnie prostych zasad… Wiedziałem, jak przetrwać. Na wszystkich dworcach kolejowych były podobne ławki z takimi szerokimi listwami. A między tymi listwami znajdowały się szpary, gdzie zawsze podróżnym wpadały słone paluszki i mogłem je sobie wyławiać w swoich czarnych godzinach. Wspominam to z uśmiechem, bo wolałem głodować i włóczyć się po Polsce niż zapierdalać w hucie albo gdziekolwiek i czuć się uwięzionym”.
Swój ostatni tom wierszy „Pod światło” początkowo wydał jedynie w formie e-booka. Z powodu zwątpienia w świat literacki, z niezgody na komercjalizację i nieuczciwe traktowanie czytelników, którym chłam reklamuje się jako głębokie dzieła.
a ja światu solą w oku”
Dawni koledzy drwią z tego, że Podsiadło jest dziś skonfliktowany niemal ze wszystkimi, natomiast krytycy zwracają uwagę na to, że jest autorem wiarygodnym. Bo pisze o niezgodzie na jakiś tam świat i prywatnie z tym światem jest w konflikcie. Skłócony z wydawnictwami i pismami, w których publikował, radiem, w którym pracował, i znajomymi, którzy jego zdaniem „dali ciała”.
Denerwuje się: „Wszyscy pytają mnie, z czego, a nie czym żyję”. A pytają za sprawą wywiadu, w którym przyznał, że jego sytuacja materialna – delikatnie mówiąc - nie jest najlepsza. Jedni uznali to wyznanie za manifest wolności artysty, inni kpili z tego, że laureat najważniejszych nagród literackich nie potrafi wygrać z biedą. „Wielu moich kolegów po piórze, czyli rówieśników, z którymi 20 lat temu wspólnie zaczynaliśmy »być poetami«, odeszło do polityki lub pracy w reklamie. W moim mniemaniu »dali ciała«, zwłaszcza ci, którzy za młodu mieli zupełnie inne ideały, niż noszenie trenu za premierem albo układanie bon motów o jogurtach” – mówi. Przyznaje też, że wykorzystując swoją pozycję – kogoś z marginesu literackiego mainstreamu - dobrze się bawi. Uważa, że spełnia ważną społeczną funkcję, kiedy występuje przeciwko obłudzie.
Od 1993 roku, w którym napisał wiersz „Wolniej, niżej, bliżej”, w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło w jego myśleniu o świecie: „Jeżeli na starość coś z życia jest warte wspominania, / to – jeśli się nie było obiecującym bokserem / czy kurwiarzem kruszącym serca, demolującym waginy - / tylko zuchwałe czyny, desperackie decyzje, / gesty określane jako »czynione wbrew sobie samemu«, / które teraz wydają się niemal roztropne, zgodne / z działaniem rozumnych sił, podówczas niewidzialnych. / Dlatego łypiąc zazdrośnie na upajającą młodość / i rozpędzone pojazdy traktujące nas wiatrem / albo wyniosłym klaksonem, szczycę się wszystkim, czego / nie potrafiłem posiąść”.