Kilka krytycznych uwag
Zarzuty Orlińskiego są słuszne i trudno nie powtarzać za nim, że "czas się bać". Nie jest jednak tak, że we wszystkim się z Orlińskim zgadzam. Mam problem z niektórymi poglądami publicysty "Gazety Wyborczej" i podzielam wątpliwości Mirosława Filiciaka piszącego na swoim blogu, że książce brakuje spojrzenia na problemy internetu "z perspektywy innej niż spojrzenie klasy średniej, klikającej na laptopach, ale z niepokojem obserwującej sytuację na rynku pracy".
Szczególnie wyraźnie widać to w rozdziale poświęconym prawom autorskim. Orliński martwi się w nim o swój własny interes - wszak jako dziennikarz jest jednym z tych, którym najbardziej zależy na restrykcyjnym prawie autorskim. Zapomina jednocześnie, że internet dał wielu gorzej sytuowanym prawdziwy dostęp do wiedzy i kultury.