Z internetu nie można zrezygnować
Orliński wychodzi z niezwykle intrygującego założenia, którym już na wstępie wytrąca swoim polemistom wiele argumentów. Otóż, jak dowodzi w książce publicysta "Gazety Wyborczej", postrzeganie internetu jako medium jest błędne. Nie można porównywać go do prasy czy telewizji, bo nie na tym polega internet. Orliński proponuje byśmy zaczęli postrzegać sieć, jako "świadczenie użyteczności publicznej", takie samo jak "wodociągi, kanalizacja czy infrastruktura gazowa". Dzięki temu wychodzimy z błędnego przeświadczenia, że "można z internetu zrezygnować". Bo tak naprawdę nie można.
Żyjemy w świecie, którego sieć jest nieodzownym elementem. Rezygnacja z niej nie byłaby równie prosta, co rezygnacja z telewizora w mieszkaniu. Bez internetu nie można sobie dzisiaj wyobrazić bankowości czy wykonywania wielu zawodów (w tym mojego i Orlińskiego). A dzięki monopolistycznym praktykom firm, które internetem rządzą, w bliskiej i przewidywalnej przyszłości, sieć będzie do życia jeszcze bardziej niezbędna.
Skoro więc internet jest świadczeniem użyteczności publicznej, bez którego nie wyobrażamy sobie dzisiaj naszego życia, to dlaczego pozwoliliśmy, by władzę nad nim przejęło kilka monopolistycznych korporacji? Do tego amerykańskich?