A po co? Po to, żeby zapełnić kolejny tom, oczywiście. Zatem najpierw protagoniści do swoich szkół podróżują - rzecz jasna, Raissa z Szarymi Wilkami jedną trasą, a Han i Tancerz inną. Wszak za wcześnie spotkać się nie mogą. A spotkają się w końcu, bo zarówno szkoła magów, jak i szkoła kadetów mieszczą się w tym samym mieście - Oden’s Ford. Nie po to autorka w swej przebiegłości wysyła tam oboje głównych bohaterów, żeby na siebie nie wpadli.
Zanim jednak do tego dojdzie, zarówno Han, jak i Raissa doświadczą różnych perypetii w podróży, a następnie trudności z aklimatyzacją w nowym środowisku. Oczywiście podłoże tych trudności jest w każdym przypadku odmienne - przyzwyczajona do specjalnego traktowania księżniczka odkrywa, że skarpetki nie cerują się same, a pranie też ktoś musi zrobić, by przemienić ubrania z brudnych w czyste. Natomiast nawykły do biedy i bezwzględnych praw ulicy Alister musi nauczyć się zasad nowej, zupełnie mu obcej, arystokratycznej gry, jeśli chce mieć jakiekolwiek szanse w starciu z Bayarami. Nie wspominając już o takim banale, jak konieczność opanowania zasad stosowania magii - inni obdarzeni mocą uczyli się tej sztuki od wczesnego dzieciństwa, a dawny herszt z Łachmantargu ma kosmiczne zaległości, których nie niweluje nawet przewaga, płynąca z posiadania wyjątkowego artefaktu.
Oboje oddają się zatem intensywnej nauce. Han w pragnieniu nadgonienia braków podejmuje kilka bardzo nierozważnych decyzji, zaś Raissa, mimo ostrzeżeń odpowiedzialnego za jej bezpieczeństwo Amona, za wszelką cenę chce dać znać matce, że nic jej nie jest. Co wskazuje, że nie wyciągnęła żadnych trwałych wniosków z wydarzeń tomu poprzedniego. Nie żeby mnie to jakoś specjalnie dziwiło: w końcu, gdyby było inaczej, autorka miałaby poważny problem z przeprowadzeniem koniecznego zwrotu akcji.
Wisienką na torcie są wątki romantyczne (jest nawet lesbijski, o rety, jakaż kontrowersja!), z obowiązkowymi komplikacjami. Szczęśliwie zachowują charakter raczej poboczny.
Niemniej, wszelkie nadzieje na radykalną poprawę poziomu prezentowanej historii w drugim tomie (o ile się jakieś miało) okazały się płonne. Wciąż schemat na szablonie i kalką pogania, tym razem z szufladki „powieść szkolna”. Ocena, nieco wyższa niż w przypadku tomu pierwszego, wynika z faktu, że tym razem nawet na ogół coś się dzieje i od czasu do czasu można się opisywanymi wydarzeniami przelotnie zainteresować. Nie oznacza to, że pojawiły się tak rzadkie ptaki jak prawdziwie nieoczekiwane zwroty akcji, ale większa różnorodność zaprezentowanych wątków mimo wszystko ułatwia lekturę.
Wciąż jednak podtrzymuję opinię wyrażoną przy okazji recenzowania * Króla demona* - nawet w kategorii schematycznych czytadeł fantasy dla młodzieży nietrudno o coś lepszego, choćby * Nieświadomy mag* z oferty tego samego wydawnictwa i zbliżonego gatunku oferuje ciekawszą lekturę.
Tym razem nawet tytuł jest nieadekwatny do treści (zawdzięczamy go autorce, nie tłumaczce, żeby nie było niedomówień - w oryginale jest identyczny), bo a) Raissa nie jest jeszcze królową, tylko wciąż księżniczką b) nie została wygnana, tylko uciekła. Nawet taki, zdawałoby się, drobiazg o czymś świadczy.