Trwa ładowanie...
recenzja
20-10-2011 00:37

Kawalerzystów życie powszednie

Kawalerzystów życie powszednieŹródło: Inne
d4ld08k
d4ld08k

W roku 2010, nakładem oficyny Tetragon, ukazała się książka Piotra Jaźwińskiego, stanowiąca jego pracę dyplomową, Koń, koniak i kobiety. Tradycje i zwyczaje oficerów Kawalerii II RP. Obecnie, w związku z wyczerpaniem jej nakładu, wspólnie z Instytutem Wydawniczym Erica, wydano wznowienie, uzupełnione m.in. o dodatkowe fotografie. Jaźwiński, absolwent Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, przygląda się w niej stereotypowi kawalerzysty, jawiącego się współczesnym jako „malowane dziecko”, ewentualnie napoleoński szwoleżer walczący o ojczyznę (głównie ojczyznę Napoleona, ale to już inna sprawa)
. W powszechnym przekonaniu, kiedy ów przystojny utracjusz nie machał szabelką, balował na rautach, pił, hulał, ewentualnie jeździł konno po salach balowych. Autor pragnie ukazać nam inny, zgoła odmienny obraz kawalerzystów, dyskredytowanych przez niektórych badaczy podważających ich wartość bojową, nazywając anachronicznymi i winnymi wrześniowej klęski.

W centrum jego rozważań lokuje się konny pułk i jego korpus oficerski – zasiadając do pisania książki, Jaźwiński chciał opowiedzieć o jego tradycji i obyczajach, szukając zarazem odpowiedzi na pytanie, cóż takiego było w kawalerii II Rzeczpospolitej, że do jej historii ciągle powracają kolejne pokolenia Polaków. Co spowodowało, że ciągle o nich pamiętamy, że wciąż czujemy ciarki na karkach – włączywszy niżej podpisanego – kiedy widzimy ułańską szarżę? Ponadto autor pragnął ukazać, w jaki sposób oficerowie stawali się strażnikami odrębności pułku i jak zaszczepiali u podkomendnych dumę ze swej służby.

W rozdziale pierwszym przedstawił założenia i koncepcje, jakie były przedmiotem dyskusji nad organizacją kawalerii po wolnie polsko-bolszewickiej. Dyskurs ten konieczny był wówczas, gdy zdano sobie sprawę, że czas tradycyjnych jednostek konnych dobiegł już końca. Omawiając uzbrojenie, dłużej zatrzymuje się Jaźwiński na kwestii lanc. Ciekawy to problem, a i argumenty adwersarzy optujących za lub przeciw tej broni są, delikatnie powiedziawszy, niebanalne i odwołujące się zarówno do pragmatyzmu, jak i dumy narodowej. Wyraźnie uwidaczniają się tu różne idee i światopoglądy wiarusów wojny polsko-bolszewickiej oraz młodego pokolenia oficerów kawalerii. Rozdział wieńczy wzmianka o organizacji i założeniach operacyjno-taktycznych artylerii konnej.

Część kolejna to już tradycja historyczna, kultywowana zarówno przez ułanów, szwoleżerów, jak i strzelców konnych, które to formacje składają się na to, co określamy terminem współczesnej kawalerii.Przeczytamy, czym się różnią poszczególne pułki, poznając charakterystyki każdego z nich i dowiadując się, z jakiej tradycji czerpały, z którymi formacjami wiązały swój rodowód oraz jakie były kulisy sformowania. Ponadto, autor wymienia tu literaturę, która motywowała młodych ludzi do wstąpienia w szeregi kawalerii, od powieści Żeromskiego, Gąsiorowskiego, Przyborowskiego, po Sienkiewicza i innych. Kiedy czytałem te fragmenty, przypomniała mi się „wizyta” patrolu dowodzonego przez Wieniawę-Długoszowskiego, u autora Trylogii. Wygłodniali żołnierze nie dostali poczęstunku i nawet nie zaproszono ich do dworku, zaś Sienkiewicz stwierdził, że należy im tylko współczuć, skoro idą z Niemcami. Bolesne to musiało być doświadczenie dla tych wszystkich wielbicieli przygód Kmicica, Skrzetuskiego i Wołodyjowskiego. Omawia
również Jaźwiński kwestię odznak kawaleryjskich zatrzymując się dłużej nad odrębnościami i nadawaniem odznak honorowych, a także nad barwami pułku, stanowiącymi, jak autor określił, znak jego historii.

d4ld08k

Przyznam, że przeczytawszy te rozdziały, czułem się odrobinkę zawiedziony, co, oczywiście, nie wynikało z poziomu pracy, a moich oczekiwań.Padłem, niestety, ofiarą stereotypu, o którym pisał autor we wstępie. Oczekiwałem dzieła o wjeżdżaniu konno przez rzeczonego Wieniawę po schodach „Adrii” (opowieść równie urocza, co zmyślona), o, brylujących na salonach, admiratorach wdzięków niewieścich, honorowych pojedynkach - jednym słowem, wszystkiego tego, co rozumiemy pod pojęciem „ułańska fantazja”. Otrzymałem tymczasem dość suche opisy struktur i uzbrojenia kawalerii – solidne, rzetelne, ale, mimo wszystko, nie spełniające oczekiwań kogoś, kto spodziewał się drugiego „Szwoleżera na pegazie”. To, co nastąpiło później, nie dość, że te oczekiwania zaspokoiło, to jeszcze je przerosło.

Rozdział trzeci to przybliżenie różnic, jakie narosły w korpusie ze względu na pochodzenie oficerów, wszak składał się on głównie z żołnierzy z dwóch armii zaborczych, rosyjskiej i austro-węgierskiej. Owe konflikty uwidaczniały się zarówno w poglądach na służbę, sprawy obyczajowe, jak i dyscyplinę, co doprowadzało do arcyciekawych sytuacji. Autor opisuje wiele z nich, na czele z anegdotami dotyczącymi niezwykle barwnej postaci, jaką był generał de Castenedolo-Kasprzycki. Jeśli kawaleria, to i żurawiejki, wszak tradycja ta jest silnie związana z polską jazdą. Jaźwiński dokonał znakomitego zestawienia przywołując po jednej żurawiejce z każdego pułku. Z rozdziału tego dowiemy się również o cuku, procederze, który niebezpiecznie zbliżał się do współczesnej, wojskowej „fali” – według autora spełniał on ogromne znaczenie wychowawcze.

Poznamy dalej losy świeżo upieczonych podporuczników, przyjrzymy się ich ciężkiej służbie, zajęciom, będziemy uczestniczyli w ich kasynowych biesiadach. Dowiemy się o tym, jak marna była kondycja kawaleryjskiej kiesy – autor pieczołowicie przedstawia bilanse finansowe, z których wnioski są raczej niewesołe. Ponadto, poznając arkana zawodów, biegów myśliwskich i bali, przeczytamy, cóż robił oficer, kiedy nie był na służbie. W opowieści o, jak głosi podtytuł tej pracy, życiu prywatnym i służbowym kawalerzystów Drugiej Rzeczpospolitej, nie mogło zabraknąć ślubów i pogrzebów; Jaźwiński opisał procedury związane z ożenkiem (co wcale nie było takie proste) oraz ceremoniałem, kiedy przyjdzie czas, by udać się na wieczną wartę. Ponieważ sprawy honoru nie były jeszcze w międzywojniu tak deprecjonowane, żołnierze pojedynkowali się nad wyraz często – po lekturze Oficerów i dżentelmenów dowiemy się, jak wówczas rozwiązywano tę kwestię, nierzadko dość wydatnie uszczuplając oficerską kadrę. Pracę wieńczy rozdział
traktujący o kawaleryjskim sznycie, na który składała się, jak to mawiał wspomniany już Wieniawa, estyma wobec konia, koniaku i kobiet. W tej, mniej więcej, kolejności.

Jak wspomniałem, nasze postrzeganie kawalerzystów, jak to u nas ze wszystkim bywa, jest zerojedynkowe i czarno-białe.Albo, co zdarza się najczęściej, traktowani są niczym te „malowane dzieci”, wychwala się ich pod niebiosy i przerzuca wymyślnymi opowieściami o sercowych podbojach, albo dyskredytuje uznając za formacje zbędne we współczesnym świecie. Przy okazji utrwala się brednie i mity, które potem przez dziesięciolecia trzeba prostować, jak ta bzdura o rzucaniu się z szabelką na czołgi. Dajemy się przeto oszukać zarówno czarnej propagandzie, jak i barwnemu blichtrowi, przyćmiewającym prawdziwy wizerunek kawalerzysty. Piotr Jaźwiński ów wizerunek ukazuje rzetelnie, uczciwie, bez oscylowania w kierunku rzeczonych stereotypów i czarno-białej dychotomiczności. Nie ma tu wielkich słów, nie ma patosu i tandety, tak powszechnej w historiach pełnych łopotu husarskich skrzydeł, blasku słonecznych promieni tańczących na ostrzach szabel i tętentu kopyt wystukujących hymn Narodowy przez bardzo duże „N”.
Oficerowie i dżentelmeni to opowieść o kawaleryjskiej prozie życia. Opowieść o koszarowej codzienności, szarości i obowiązkach, ale i, oczywiście, fasonie, który utrzymać należało niezależnie od warunków i okoliczności. To również znakomita historia o tradycji, hołubionej i przekazywanej kadetom przez kadrę niczym najcenniejszy skarb, oraz o patriotyzmie, które to słowo nie pojawiało się w kawaleryjskim słowniku. Zastępował je obowiązek – wobec państwa, pułku i kolegów, coś, co obecnie wydaje się towarem ze wszech miar deficytowym. Z drugiej strony, Oficerowie i dżentelmeni stanowią w zasadzie kompilację wspomnień, głównie Skibińskiego, Cydzika i Rószkiewicza. Jeśli ktoś ma za sobą lekturę tych pamiętników, obawiam się, że z pracy Jaźwińskiego nie dowie się wielu nowych rzeczy, jednak dla osoby, która dopiero poznaje obyczaje polskiej jazdy, taki zarys kawaleryjskiego dnia powszedniego, może być bardzo dobrym wstępem do dalszych poszukiwań.

d4ld08k
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ld08k

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj