Anatolij Kaszpirowski
Polska "fan-baza" była monumentalna. W Gdańsku siły porządkowe musiały utworzyć 3 kordony funkcjonariuszy na drodze prowadzącej do Hali Olivia, gdzie występował Kaszpirowski. Sprawdzano bilety na seans już na przystanku tramwajowym.
Menadżerem Kaszpirowskiego był jakiś czas Mirosław Kuliś, do którego dotarł autor książki.
- Księża sami się do mnie zgłaszali. Pamiętam proboszcza z małej parafii na Mazurach, to był chyba pierwszy duchowny, który chciał do siebie sprowadzić Kaszpirowskiego. Zapytałem: "jak ksiądz sprzeda 4 tys. biletów?". Odpowiedział: "Sprzedam. Ludzie mnie lubią" - wspomina.
"Bilety na seanse Kaszpirowskiego kosztowały od 30 do 50 tys. starych złotych. Bywały też podobno droższe, VIP-owskie na lepsze miejsca. Średnia pensja wynosiła w 1990 r. około miliona złotych, dolar kosztował mniej więcej 10 tys. (…) Po odliczeniu kosztów wynajmu sali i obsługi, wciąż jeszcze pozostawały do dyspozycji Kulisia kwoty liczona w setkach tysięcy dolarów" - pisze autor biografii.
Po 7 miesiącach współpracy z Kaszpirowskim miał pierwszy milion.