Trwa ładowanie...

Jesteśmy samozwańczymi ambasadorami Gruzji – z Anną Dziewit-Meller i Marcinem Mellerem rozmawia Grzegorz Wysocki

Polacy w Gruzji są bardzo lubiani, można powiedzieć, że za samo bycie Polakiem dostaje się u nich kredyt zaufania. To wynika z historii – tej bardzo odległej, czyli czasów carskich, zaborów i nieustannych kłopotów z wielkim sąsiadem, czyli Rosją, z tej nowszej, czyli wspólnoty doświadczeń komunizmu, no i wreszcie z tego, co wydarzyło się w 2008 roku, czyli z przylotu prezydenta Kaczyńskiego do Tbilisi podczas wojny z Rosją. To, niezależnie od ocen politycznych tego gestu i od tego, jak odebrane zostało to w Polsce, uczyniło z Kaczyńskiego bohatera Gruzji.

Jesteśmy samozwańczymi ambasadorami Gruzji – z Anną Dziewit-Meller i Marcinem Mellerem rozmawia Grzegorz WysockiŹródło: "__wlasne
d2ul2j5
d2ul2j5

* Grzegorz Wysocki : Rozmawiamy przy okazji kolejnego spotkania promującego Waszą bestsellerową książkę Gaumardżos! Opowieści z Gruzji . No to co, zaczynamy od pytania: „Dlaczego Gruzja i jak to wszystko się zaczęło”?*

* Marcin Meller :* O, nie! (śmiech)

* Anna Dziewit-Meller :* To nie jest takie trudne, żeby zafascynować się Gruzją. Zwłaszcza jeśli ma się takie ciągoty do wyjazdów raczej na Wschód niż na Zachód, a to, jak się okazało, nas obydwoje łączy i zawsze woleliśmy wakacje po tej właśnie stronie Europy. W wypadku Marcina historia jest oczywiście dość długa, bo dwudziestoletnia, w moim wypadku zaledwie pięcioletnia, chociaż to też już nie jest tak mało.

Każdy z nas przyjechawszy tam po raz pierwszy, natychmiast przeżył totalne oczarowanie, które, wydaje mi się, zdarza się mniej więcej 80 procentom ludzi, którzy tam przyjeżdżają. Tyle, że my pociągnęliśmy to dalej. Postanowiliśmy tam wciąż i wciąż wracać. Dziś lecimy do Tbilisi już jak do miejsca, które stało się naszym drugim domem, gdzie są przyjaciele i bliskie miejsca. Nie są to już dla nas w żadnym razie wyjazdy turystyczne.

d2ul2j5

Marcin Meller: Gruzja jest takim krajem, gdzie ekstremalnie łatwo poznać nowych ludzi, jak naprawdę chyba w żadnym innym kraju na świecie. Przedwczoraj wróciłem z Gruzji, gdzie spotkałem cztery studentki z Gdańska, które trzy tygodnie jeździły po Gruzji i im przytrafiały się dokładnie takie same historie jak nam pięć lat temu, nie mówiąc o tym, że gdzieś przypadkiem trafiły na kogoś, kogo my opisujemy w naszej książce itd. To się ciągle zdarza. Gruzja jest też takim krajem, że tak naprawdę wystarczy poznać jedną rodzinę i potem to już jest taki łańcuszek, może nie świętego Antoniego, ale…

Anna Dziewit-Meller: …przekazywanie z rąk do rąk.

Grzegorz Wysocki: I nagle okazuje się, że znacie już połowę mieszkańców Gruzji?

Marcin Meller: Tak. A z kolei poznać tę pierwszą rodzinę to też jest banalnie prosta sprawa. Ania wspominała, że już prawie 20 lat temu byłem w Gruzji pierwszy raz. To był 1992 rok, jako reporter „Polityki” pojechałem na Kaukaz i wtedy trafiłem po raz pierwszy do Gruzji. Naprawdę paskudny czas, jedna wojna domowa, za chwilę druga, gangi rządzące Tbilisi i w sumie całą Gruzją. A mimo to było właśnie coś w tej atmosferze, w ludziach, w spotkaniach, że po prostu chciałem tam wrócić. Zajęło mi to wiele lat, bo potem ciągnęły mnie w świat różne historie, blisko dwa lata w sumie podróżowałem po Afryce. Ale Gruzja ciągnęła do siebie.

I wracając po latach nie rozczarowałem się. I znowu byłem zachwycony niesamowitym zróżnicowaniem tego małego przecież kraju. Przepiękne góry, intrygująca architektura, fascynująca stolica, czyli Tbilisi, jedzenie, wino, absurdalne poczucie humoru, no i jego nosiciele, czyli ludzie, niezwykle gościnni, jak chyba w żadnym innym zakątku świata.

d2ul2j5

Anna Dziewit-Meller: Myślę, że ważnym aspektem jest też fakt, że Gruzję trzeba zwiedzać właściwie na własną rękę. Trzeba zawsze zadać sobie trochę trudu. To nie jest taka łatwa turystyka, że mamy wszystko podane na tacy w opcji all inclusive, bo właściwie nie ma takich wycieczek, a jeśli są jakieś organizowane to niestety bywają dość drogie itd. Więc trzeba włożyć trochę pracy, przynajmniej za pierwszym razem, w to, żeby się tam odnaleźć, żeby dużo zobaczyć, a, wiadomo, to też jakoś na człowieka działa - tyle już zrobiłem, by się przygotować do tej wyprawy, tyle czytałem, tyle siedziałem w necie na forach podróżniczych, więc jest mi bliżej do tego miejsca, więcej o nim wiem niż w wypadku wyjazdu z biurem podróży do Tunezji.

Gruzja jest krajem małym, ale bardzo zróżnicowanym geograficznie, kulturowo, a nawet klimatycznie. Byliśmy tam niezliczoną ilość razy i nadal nie zobaczyliśmy wszystkiego, wciąż czekają na nas miejsca do odkrycia. W Gruzji cudowna jest obecność kultury ludowej na niemal każdym kroku, bo Gruzini w przeciwieństwie do nas nie wstydzą się tego, z jakiej wsi pochodzą, a znajomość lokalnego folkloru to sprawa oczywista i obowiązkowa, zarówno na wsiach jak i wśród tbiliskiej inteligencji i klasy średniej. Tego im ogromnie zazdroszczę.

Grzegorz Wysocki: A czy Wasza fascynacja dotyczy tylko i wyłącznie Gruzji, czy również innych kaukaskich republik?

Marcin Meller: Pomijając czysto dziennikarski pobyt w Czeczenii i Inguszetii, byłem nieraz w Azerbejdżanie i Armenii. I tam też jest fajnie, tez spotkałem fajnych ludzi itd. Ale w tamtych krajach byłem po dwa, trzy razy, a w Gruzji byłem dwadzieścia razy. Jeśli ktoś mi mówi, że jedzie na dwa tygodnie i chce obskoczyć Armenię, Gruzję i Azerbejdżan, to ja mówię: „Weź sobie daj te dwa tygodnie na Gruzję, następnym razem pojedziesz do Armenii i Azerbejdżanu”. Już nie raz słyszałem od kogoś, kto wrócił, że próbował zwiedzić Gruzję z innym krajem, i na przykład Gruzję miał na końcu, i potem mówił: „Kurde, czemu nie spędziłem tam więcej czasu?”.

d2ul2j5

Anna Dziewit-Meller: Każdy z tych krajów jest zupełnie inny i na każdy trzeba poświęcić bardzo dużo czasu, bo, tak jak mówię, to nie jest łatwa turystyka. To nie jest wycieczka do Egiptu, gdzie nas zawiozą, pokażą i uświadomią, że to miejsce jest egzotyczne, bo rosną w nim palmy, a ludzie jedzą ostre przyprawy.

Grzegorz Wysocki: Czy pisząc Gaumardżos! zamierzaliście osiągnąć założony z góry cel, chcieliście dotrzeć do konkretnej grupy czytelników? Chodziło Wam przede wszystkim o popularyzację Gruzji, zaszczepienie Polakom czegoś w rodzaju mody, wręcz snobizmu, na Gruzję?

Anna Dziewit-Meller: Nie, pisząc książkę, w ogóle nie myśleliśmy w ten sposób. Ta książka nie miała żadnego celu oprócz tego, że chcieliśmy ją napisać. Nie przypuszczaliśmy też, że ten temat tak zainteresuje ludzi, że książka znajdzie aż tylu czytelników i, co najfajniejsze, że tak wielu z nich ruszy naszym śladem, by na własną rękę odkrywać ten kraj.

d2ul2j5

Polacy w Gruzji są bardzo lubiani, można powiedzieć, że za samo bycie Polakiem dostaje się u nich kredyt zaufania. To wynika z historii – tej bardzo odległej, czyli czasów carskich, zaborów i nieustannych kłopotów z wielkim sąsiadem, czyli Rosją, z tej nowszej, czyli wspólnoty doświadczeń komunizmu, no i wreszcie z tego, co wydarzyło się w 2008 roku, czyli z przylotu prezydenta Kaczyńskiego do Tbilisi podczas wojny z Rosją. To, niezależnie od ocen politycznych tego gestu i od tego, jak odebrane zostało to w Polsce, uczyniło z Kaczyńskiego bohatera Gruzji.

Gruzinów niespecjalnie interesuje nasza polsko–polska wojenka, nie wnikają w relacje między PIS a PO, doceniają po prostu gest. Imieniem Kaczyńskiego nazwali ulicę w Tbilisi a w Batumi piękny bulwar nadmorski nazwano imieniem Lecha i Marii Kaczyńskich.

Grzegorz Wysocki: Wszystko zaczęło się od Waszego pomysłu na książkę czy też Wasza powszechnie znana miłość do Gruzji sprowokowała Świat Książki do złożenia Wam propozycji?

Anna Dziewit-Meller: Wszyscy wiedzieli, że ciągle jeździmy do Gruzji, że…

d2ul2j5

Marcin Meller: …wzięliśmy tam nawet ślub w 2007 roku…

Anna Dziewit-Meller: …że napisałam stamtąd kilka reportaży do różnych gazet, że Gruzja była stale obecna w naszym życiu i pewnie dlatego propozycja napisania książki padła ze strony Wydawnictwa. Powiedzieli nam - tyle już tego macie, jest już gotowy jakiś materiał wyjściowy, czy nie byłoby warto tego wykorzystać?

I wtedy pomyśleliśmy, że to dobry pomysł. Przyznam szczerze, że nie przypuszczaliśmy w najśmielszych snach, że ta książka stanie się tak popularna. Wydawało się nam, w sumie słusznie, że historie z małego kraju na Kaukazie to jest raczej niszowy temat…

d2ul2j5

Grzegorz Wysocki: Możecie zdradzić, ile egzemplarzy książki sprzedaliście do tej pory?

Marcin Meller: Możemy. Akurat teraz jak byłem w Tbilisi, kumple się śmiali, bo przypomnieli sobie, że kiedy byliśmy tam, gdy książka dopiero wyszła, i mówiłem: „Kurde, no, pewnie sprzeda się 5-7 tysięcy, a jak się sprzeda 10 to odniesiemy wielki sukces”. Tymczasem od premiery w maju do końca września sprzedało się 25 tysięcy i książka cały czas sprzedaje się dalej, przez cztery miesiące z rzędu byliśmy w pierwszej dziesiątce bestsellerów literatury faktu. A my chcieliśmy po prostu napisać ciekawą książkę, żeby się ludzie dowiedzieli…

Grzegorz Wysocki: Że taki kraj w ogóle istnieje?

Marcin Meller: Dokładnie. Chcieliśmy ją napisać w taki sposób, że jak ktoś nie wiem o nim nic, poza tym, że jest jakaś Gruzja, to żeby się czegoś dowiedział. Jak piszemy we wstępie, dla tych, którzy nie byli – zachęta do wyjazdu, dla tych, co byli – może się uśmiechną, powspominają własne historie, a jak ktoś nie lubi jeździć – przynajmniej będzie miał kilka wieczorów przyjemnej lektury. Mieliśmy taką nadzieję. A to wszystko, co się stało? Genialna rzecz.

Anna Dziewit-Meller: Nas najbardziej cieszy to, że ludzie pod wpływem tej książki rzeczywiście jeżdżą do Gruzji. Mamy bardzo dużo spotkań autorskich całej Polsce, właśnie teraz ruszamy z Krakowa do Krosna, Jasła i Rzeszowa. Takich spotkań od maja odbyło się już grubo ponad 40. Ludzie przychodzą na te spotkania i mówią nam, że pojechali, że byli, że widzieli, że mają podobne doświadczenia. Dla autora takiej książki jest to chyba największy komplement.

Grzegorz Wysocki: Czyli coraz więcej Polaków, także, a może przede wszystkim dzięki Wam, odwiedza Gruzję?

Marcin Meller: Nie przede wszystkim, bo już wcześniej, z roku na rok jeżdżąc do Gruzji, widzieliśmy coraz więcej Polaków. To nadal były bardzo małe liczby. W 2009 roku latem przyjechało do Gruzji ok. 2500 Polaków, w tym roku blisko 9 tysięcy, to jest nic! Jednak na pewno się tą książką przyczyniliśmy do wzrostu liczby odwiedzin.

Anna Dziewit-Meller: To wynika też z tego, że my, tak jak teraz, znowu rozmawiamy o Gruzji i znowu Gruzja pojawi się w jakimś medium. Promując tę książkę, tak naprawdę promujemy Gruzję, bo nie da się tego rozdzielić. Jeżdżąc też na spotkania autorskie do różnych miejscowości, bardzo dużych i bardzo małych, naprawdę namawiamy ludzi, żeby spróbowali, żeby zaryzykowali i ewidentnie przynosi to jakieś efekty.

Grzegorz Wysocki: Wasza książka póki co nie ukazała się jeszcze w Gruzji, prawda?

Anna Dziewit-Meller: Nie. Jest to o tyle zabawne, że wciąż się nie ukazała, a strasznie dużo osób o niej wie, bardzo dużo o niej mówiono, w telewizji a nawet – co nas zdumiało najbardziej – prezydent Saakaszwili podczas konferencji prasowej w Batumi, podczas pobytu polskiej delegacji wręczył egzemplarz książki prezydentowi Komorowskiemu , mówiąc przy tym, że bardzo go cieszy popularność książki o Gruzji w Polsce, bo to świadczy o sympatii naszego narodu do narodu gruzińskiego (śmiech).

Nie wiem, czy Bronisław Komorowski rzucił się natychmiast do lektury, ale miejmy nadzieję, że książkę przejrzał i że może kiedyś przeczyta (śmiech). Gruzińscy blogerzy mieszkający w Polsce tłumaczyli fragmenty książki i zamieszczali na gruzińskich stronach – reakcje na to były bardzo przychylne. Przed wydaniem książki czytało ją kilka osób stamtąd – mieli różne zastrzeżenia, na przykład dotyczące rozdziału poświęconego kobietom gruzińskim, ale generalnie byli na tak.

Grzegorz Wysocki: Ale prezydent Saakaszwili raczej nie miał możliwości przeczytania waszej książki?

Anna Dziewit-Meller: Sądzę, że raczej mu ją przeczytano.

Marcin Meller: Podejrzewam, że ambasada wiedziała już, że to jest już bestseller w Polsce, wiedzieli, że Komorowski jedzie do Gruzji, poinformowali, a to jest też taka typowo gruzińska akcja: wziąć pod włos gościa, więc stąd było to przekazywanie książki. Poza tym Gruzini, zresztą tak jak Polacy, uwielbiają czytać o sobie, o tym, co tam, gdzieś tam o nas napisali. Gdy książka się ukazała, gruzińscy blogerzy znający język polski tłumaczyli jej fragmenty i wrzucali, pisały o tym gazety gruzińskie…

Anna Dziewit-Meller: Bardzo możliwe, że książka w przyszłym lub następnym roku ukaże się po gruzińsku, bo jest też takie oczekiwanie, pytają nas o to.

Grzegorz Wysocki: Znacie na pewno książki Wojciecha Góreckiego , autora Planety Kaukaz i Toastu za przodków , rewelacyjnych moim zdaniem, rzetelnych i erudycyjnych książek o Gruzji i innych republikach kaukaskich?

Anna Dziewit-Meller: Oj, tak!

Marcin Meller: No, ba! Z Wojtkiem Góreckim widziałem się nie dalej jak wczoraj, bo mu przywiozłem adżikę, czyli taką pikantną przyprawę na bazie ostrej papryki. Można ją, oczywiście, kupić i w Polsce, ale najlepsza jest domowa i to z Megrelii, to jest taki rejon zachodniej Gruzji, więc przywiozłem mu słój domowej adżiki i kupiłem dwie książki w Tbilisi, bo wiem, że pisze kolejną książkę.

Grzegorz Wysocki: Zgodzicie się, że jego książki różnią się od Gaumardżos!, prawda?

Marcin Meller: Oczywiście, że tak. Po pierwsze, Wojtek jest najlepszym specjalistą w Polsce od Kaukazu. Planeta Kaukaz i Toast za przodków to fantastyczne książki. Książki Wojtka są trudniejsze, bardzo erudycyjne, bardziej klasycznie reporterskie, pogłębione antropologiczne etc. Natomiast dla nas w sumie największym komplementem był moment, kiedy daliśmy Góreckiemu maszynopis naszej książki (zresztą on nam poprawił sporo błędów i zasugerował jakieś korekty), powiedziałem mu otwartym tekstem: „Wojtek, znamy się nie od dzisiaj, bez żadnej ściemy, słuchaj, uznasz, że nie podoba ci się, nic nie mów, albo powiedz prywatnie”. A on powiedział, że przeczytał, że chętnie napisze nam blurba i tyle. Czekamy teraz na jego trzecią część trylogii kaukaskiej.

Grzegorz Wysocki: Można powiedzieć, że razem z Wojtkiem Góreckim , jesteście takimi bardzo aktywnymi i skutecznymi ambasadorami Gruzji w Polsce, prawda?

Anna Dziewit-Meller: (śmiech) Samozwańczymi ambasadorami.

Marcin Meller: Nie będziemy przeczyć. Wojtek Górecki jest takim ambasadorem w kręgach bardziej intelektualnych, a to, co my przez pół roku zrobiliśmy, to nasi znajomi z branży reklamowej, śmieją się, że ambasada Gruzji nie miałaby na to kasy w żadnym budżecie. To przecież nie tylko książka, to także kwestia tych kilkudziesięciu miast w Polsce, które odwiedziliśmy, kwestia mediów, także lokalnych.

Nie kryjemy, łaziliśmy wszędzie gdzie się dało, znajomi się śmiali w czerwcu, że strach otworzyć lodówkę, żebyśmy nie wyskoczyli z tą Gruzją. No i dobrze. Zwłaszcza, że my mamy pełną świadomość, że Gruzja jest takim krajem, że tam nigdy nie pojedzie turysta masowy, bo nie ma hoteli all-inclusive itd.

Anna Dziewit-Meller: To nie jest jeszcze kraj na taką turystykę i pewnie nigdy nie będzie, chociażby dlatego, że tam wybrzeże jest mniej atrakcyjne niż góry.

Grzegorz Wysocki: Wspomnieliście o tym, że od pół roku mówicie właściwie bez przerwy o Gruzji, promujecie ją w mediach, na spotkaniach i gdzie tylko się da. I tak się zastanawiam, czy nie jest czasami tak, że macie już tego nieustannego gadania o Gruzji, a może i samej Gruzji, trochę dość? Każdy, ja także, pyta Was: „dlaczego Gruzja?”, „opowiedzcie, jak to wszystko się zaczęło” itd. Nie macie tego powyżej uszu? Może czas na napisanie książki o jakimś zupełnie innym miejscu, żeby już Wam wszyscy dali spokój z tą Gruzją?

Anna Dziewit-Meller: Jasne, że czasami tak jest. Że nie ma się już siły, przede wszystkim na jeżdżenie po Polsce, bo to jest uciążliwe. Jak wiemy, Polska jest w budowie, więc przemieszczanie się po niej to prawdziwy koszmar logistyczny. Ale ta Gruzja w naszym wypadku to jest naprawdę totalne zaczadzenie i miłość, więc jak się ma takiego świra, nawet jak się mówi o czymś setny raz, robi się to z jakąś pasją. Poza tym mamy wspaniały feedback od ludzi, którzy naprawdę chcą się z nami spotkać i posłuchać tego, co mamy im do powiedzenia, że ciężko się tym znudzić. Każde spotkanie jest inne i za to jesteśmy wdzięczni naszym czytelnikom.

Grzegorz Wysocki: Jak się domyślam, zajmowanie się Gruzją bardzo często koliduje z Waszymi codziennymi zajęciami?

Marcin Meller: (śmiech) Prosiłbym o następny zestaw pytań.

Anna Dziewit-Meller: Prawda jest taka, że bardzo często bierzemy urlopy, chociażby na tę trasę promocyjną po Polsce. To nie jest tak, że jesteśmy pisarzami żyjącymi z pisania. Ten rok z Gaumardżos! jest jednym z najbardziej intensywnych w naszym życiu zawodowym.

Grzegorz Wysocki: Być może doczekacie się za jakiś czas od Gruzinów medalu za poświęcenie albo w Tbilisi stanie upamiętniający Was pomnik?

Anna Dziewit-Meller: (śmiech) Nie wydaje mi się. To poświęcenie jest bardzo miłe i nie oczekujemy żadnego medalu. Poza tym Gruzini są bardzo przekonani, że są najlepszym narodem na świecie, o którym wszyscy powinni pisać książki, więc nasz gest wobec nich, czyli napisanie Gaumardżos! jest dla nich oczywistą oczywistością, by zacytować klasyka (śmiech).

Marcin Meller: Tak, o czym tu w ogóle mówić, no, wiadomo, że Gruzja jest najlepszym krajem na świecie, w związku z czym to normalne, że książka o tym kraju jest tak popularna w Polsce. Autorzy zrobili po prostu to, co do nich należało. Oczywiście, to jest pół żartem, pół serio, ale trochę tak jest.

Anna Dziewit Meller: Gruzini naprawdę kochają swój kraj i są przekonani, że nie ma lepszego. Kiedy prawi się im komplementy na temat ich ojczyzny, a to zdarza się dość regularnie z ust zakochanych w ich kraju turystów, przyjmują te informacje tak, jak każdą inną oczywistość – jak to, że Ziemia krąży dookoła Słońca, bo przecież każdy wie, że Gruzja jest najpiękniejsza na świecie, wiadomo (śmiech).

Grzegorz Wysocki: Mimo wszystko zamierzacie w dalszym ciągu mówić i pisać o Gruzji? Myślicie o następnej wspólnej książce, kontynuacji Gaumardżos!? Innymi słowy, pytam o Wasze pisarskie plany.

Anna Dziewit-Meller: Mamy dość rozbudowane plany. Marcin zaczyna pisać kolejną książkę o Gruzji, ja kończę rzecz zupełnie inną i w związku z tym nie mam, niestety, czasu na Gruzję. A kolejną wspólną książkę, myślę, że jesteśmy w stanie zrobić za 2-3 lata.

Marcin Meller: A ja przedwczoraj wróciłem z Gruzji po wstępnym rozpoznaniu. To będzie już książka bardziej klasycznie reporterska, chociaż coraz bardziej się boję, że moja doba musiałaby liczyć 48 godzin, żebym dał radę pogodzić pisanie ze wszelkimi zobowiązaniami.

Grzegorz Wysocki: Czyli teraz już weźmiesz udział w takiej bardziej bezpośredniej konkurencji z Wojciechem Góreckim ?

Marcin Meller: Nie, nic z tych rzeczy. Jedną z pierwszych osób, do których poszedłem z moim pomysłem był właśnie Wojtek. Wiem, o czym on teraz pisze i to się zupełnie nie kłóci z moimi planami. On zresztą sam mi dawał namiary na niektórych ludzi w Tbilisi.

Anna Dziewit-Meller: Muszę też przyznać, że relacje wszystkich „gruzinofilów”, nasze z Wojtkiem, czy z Przemkiem Nocuniem z UJ i stowarzyszenia Most do Gruzji, który tutaj na Targach Książki prowadził spotkanie z nami, a także z wszystkimi, którzy interesują się i zajmują Gruzją, są bardzo gruzińskie, czyli bardzo serdeczne. Wszyscy się nawzajem wspieramy i to jest bardzo fajne.

Grzegorz Wysocki: To może na zakończenie pogadamy chwilę o jeszcze innej lekturze o Gruzji, a mianowicie o Adibasie Zazy Burczuladzego (Wyd. Claroscuro), skandalizującej, pełnej przekleństw i ostrych opisów seksu, powieści współczesnego gruzińskiego prozaika.

Anna Dziewit-Meller: Cieszę się, że ta książka się u nas ukazała. To też jest jakiś wycinek Gruzji, którego za bardzo nie ma w naszej książce. To jest Gruzja młodych ludzi, klubów, narkotyków itd. Gdyby chcieć to porównać z polskim gruntem, kojarzy mi się to bardzo z filmem Mariusza Trelińskiego, Egoiści. To jest jakby świat „warszawki”, tylko że tbiliskiej. Mnie najbardziej cieszy to, że w ogóle gruzińskie książki zaczynają się ukazywać w Polsce.

Marcin Meller: Natomiast, jak przeczytałem w jakimś artykule, że „to jest prawdziwa Gruzja”, to świadczy to o tym, że ktoś nie zna Gruzji… To jest margines marginesu, chociaż takie coś istnieje. Sami widzieliśmy, że tak powiem, klimaty odbiegające od mainstreamu gruzińskiego, czyli po prostu gruzińską ostrą alternatywę. To jest tak, jakby, nie wiem, spędzić trzy noce w dwóch klubach, w tym jednym gejowskim, w Warszawie, napier..lić się, za przeproszeniem, wszystkimi możliwymi używkami.

Anna Dziewit-Meller: (strofująco) Marcin!

Grzegorz Wysocki: Ale taki jest język książki Burczuladzego , to jakby cytat z jego powieści.

Marcin Meller: Dokładnie. Adibas przedstawia jakiś fragment rzeczywistości, ale polecamy go jako lekturę uzupełniającą.

Anna Dziewit-Meller: Najpierw książki Wojtka Góreckiego .

Grzegorz Wysocki: A potem Gaumardżos! ?

Anna Dziewit-Meller: Bardzo nam będzie miło.

Rozmawiał: Grzegorz Wysocki . Rozmowa odbyła się w czasie 15. Targów Książki w Krakowie.

d2ul2j5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ul2j5