Marek Rezler, historyk i publicysta, nie dość, że się na dziejach Wielkopolski świetnie zna, to jeszcze wiedzą swą potrafi podzielić się w sposób przystępny, rzetelny i profesjonalny, znakomicie łącząc aspekt popularny z naukowym. Jest współpracownikiem „Kroniki Wielkopolski”, autorem m.in. książek Kalendarium Poznańskie, Wielkopolska Wiosna Ludów: zarys dziejów militarnych oraz biografii Hipolita Cegielskiego, Emilii Szczanieckiej i innych wybitnych postaci tego regionu. Wraz z Jerzym Bogdanowskim opublikował zbiór felietonów Poznań. Miasto niepoznane, należy do poznańskiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, ponadto organizował Ogólnopolskie Seminaria Historyków Powstania Wielkopolskiego. Tym ostatnim pracom towarzyszyły refleksje, przemyślenia, których zwieńczeniem jest książka Powstanie Wielkopolskie 1918-1919. Spojrzenie po 90 latach. Podczas jednego z wywiadów autor z całą mocą podkreślał, że podtytuł jest tu w zasadzie najistotniejszy, charakteryzuje bowiem
dokładnie to, co chciał przekazać w swojej pracy, nie będącej, wbrew pozorom, monografią sensu stricte.
Monografie zazwyczaj obejmują pewien dokładnie wyekstrahowany wycinek, zaś ich autorzy wydzierają dane wydarzenie czy osobę z ówczesnych realiów, stawiają w centrum, oświetlają silnym reflektorem poznawczym, przy czym otoczenie, kontekst – realia właśnie – traktowane są po macoszemu, zazwyczaj pogrążone gdzieś w mroku, ewentualnie niemrawo błyszczące światłem odbitym. Tymczasem Rezler postanowił szczególnie zaakcentować ciąg przyczynowo-skutkowy, dobitnie podkreślić zarówno okoliczności, które do Powstania Wielkopolskiego doprowadziły, jak i następstwa będące skutkiem tego zrywu. Podchodzi doń zatem jako do niewielkiego ogniwa w łańcuchu dziejowym, przy czym każda z części na ten łańcuch się składająca, ma swą przyczynę i daje początek cząstce kolejnej, nie sposób przeto skupić się tylko na jednym ogniwie, zapominając o sąsiadujących.
Wyszedłszy z tego, jakże słusznego, założenia, w pierwszych rozdziałach swojej pracy autor przypomina te powstania, w których uczestniczyli Wielkopolanie w okresie zaborów, ów ciekawy, przekrojowy wywód opatrując tytułem „Wielkopolan droga do niepodległości 1794-1864”. Kontynuując rozważania o szerokim, przekrojowym tle opisywanego zagadnienia, Rezler skupia się nad aspektem politycznym, klarownie wypunktowując czynniki, które miały wpływ na taki, a nie inny kształt wzmiankowanego łańcucha dziejów. Opisuje zatem postępowanie zaborców, Kulturkampf, ekspansję i coraz silniejszy nacisk na polskie środowiska, po czym płynnie przechodzi do omówienia kolejnych form oporu, od tych oficjalnych, aż po konspirację niepodległościową i stworzenie prężnie działającego systemu gospodarczego. Dzięki pracy Rezlera, dowiemy się o strukturze politycznej Wielkopolski, zdominowanej przez środowiska powiązane ze Stronnictwem Narodowym. Autor dokładnie omawia ponadto działalność Towarzystwa Sportowego „Sokół”, skautów, a także
analizuje cele i zakres działania polskich organizacji stawiających przede wszystkim na pracę wychowawczą oraz krzewienie świadomości integracji narodowej. W jego dziele nie mogło również zabraknąć przybliżenia wielkiej, mocarstwowej dyplomacji, ukazanej m.in. na tle Wielkiej Wojny 1914-1918.
Po tym interesującym, barwnym odmalowaniu szerokiego planu, autor przechodzi do meritum – tytułowego Powstania Wielkopolskiego. Opis wydarzeń 27 grudnia 1918 roku cechuje duża dokładność i szczegółowość o tyle istotna, że, jak sam nadmienia, ich odtworzenie było szczególnie skomplikowane ze względu na chaos informacyjny, jaki wkradł się w rozliczne relacje na przestrzeni lat. Tym bardziej należą się zatem słowa uznania za okiełznanie tego chaosu i klarowne przedstawienie dziejów, stanowiących początek Powstania Wielkopolskiego. Rezler charakteryzuje tu zarówno skład nieprzyjacielskiego garnizonu stacjonującego w Poznaniu, rozmieszczenie głównych obiektów wojskowych, nie wyłączając sił policyjnych, jak i siły, którymi dysponowali Polacy. Bardzo istotnym jest tu przytoczenie całego przemówienia Jana Paderewskiego – autor zwrócił uwagę, że jest to pierwszy pełny cytat tego tekstu, pojawiającego się dotychczas jedynie w bardzo okrojonych fragmentach. Godzina po godzinie, opisuje on pierwsze chwile zrywu,
weryfikując narosłe wokół nich legendy i mity, jak np. ten o domniemanym szturmie na gmach Prezydium Policji. Rezler jest przy tym bardzo obiektywny, nie sili się ani na gloryfikację, ani na nachalne odbrązawianie, znakomicie zachowując równowagę i dowodząc swej rzetelności. Widać, że przede wszystkim liczy się dlań uczciwość historyczna, a nie tandetne, choć jakże nośne, zagrywki pod publiczkę. Nie dorzuca kolejnych kamyczków do naszego martyrologicznego ogródka, z zapałem bijąc w bogoojczyźniane dzwony, choć przecież wszelkie powstania idealnie po temu się nadają – wręcz przeciwnie, autor otwarcie pisze, że dotychczas wybuch walk w Poznaniu opisywano jako niezwykle krwawy, ciężki bój o miasto, okupiony znacznymi stratami, tymczasem prawda była zgoła odmienna, co potwierdzają przytaczane przezeń fakty i liczby.
Pierwszą fazę walk, od 27.12.1918 do 06.01.1919 Rezler podsumowuje stwierdzeniem, iż podczas walk funkcjonowały pod kontrolą powstańców wszelkie istotne instytucje, od banków po urzędy pocztowe. Nie ogranicza się on li tylko do stolicy Wielkopolski, ale z równą sumiennością omawia wydarzenia, jakie rozegrały się poza nią. Jest to o tyle istotne, że dotychczasowa historiografia skupiała się przede wszystkim na realiach poznańskich. Autor charakteryzuje zatem grupy konspiratorów, mechanizmy tworzenia oddziałów powstańczych oraz przybliża czytelnikom sytuację w poszczególnych regionach. W kolejnych rozdziałach, szczegółowo omówiwszy siedem okręgów wojskowych, utworzonych rozkazem z 7 stycznia, rzuca nas w sam środek kolejnych starć, będących reprezentatywnymi dla wielkopolskiego zrywu. Niezmiernie interesującym jest tu na przykład rozdział traktujący o rajdzie Pawła Cymsa, kiedy stuosobowy oddział wyruszył z Gniezna, by, wyzwalając kolejne miejscowości, dotrzeć pod Inowrocław w sile 900 żołnierzy. Rezler
skrupulatnie zestawia skład i uzbrojenie grup uderzeniowych oraz szczegółowo opisuje walki, jakie stoczono o to miasto. Podczas tych opisów jeszcze bardziej uwydatnia się pragmatyzm autora i niechęć do romantycznych, wzniosłych wynurzeń – zaznacza on dobitnie, iż pomimo tego, że rajd Cymsa z patriotycznego punktu widzenia należy ocenić pozytywnie, to wnioski fachowe, stricte militarne winny być bardzo surowe. Z nie mniejszą sumiennością opisuje kolejne starcia – walki o Szubin, Chodzież, Żnin, Złotniki Kujawskie i wiele, wiele innych, stale zwracając uwagę na determinację żołnierzy, którą zestawia z indolencją ich niektórych przełożonych, wśród których „patriotyczny zapał nie zawsze szedł w parze z fachowymi umiejętnościami”. W dziele Rezlera nie tylko znajdziemy informacje o walkach mających pierwszorzędne znaczenie dla przebiegu powstania, ale i przeczytamy o tych drugorzędnych, mających charakter prestiżowy, podczas których przeciwko Polakom rzadko stawały oddziały regularne.
Kolejna część traktuje o wydarzeniach mających miejsce wówczas, gdy osiągnięto już podstawowe cele i należało przejść do kolejnego etapu, jakim było utworzenie regularnego wojska. Autor opisuje tu proces kształtowania kolejnych formacji, po czym ukazuje wybrane walki tego okresu powstania, m.in. bój o Kąkolewo, interesujący ze względu na wykorzystanie przez Niemców desantu piechoty z dwóch pociągów pancernych. Tu ponownie uwidacznia się dalekowzroczność autora, który nie skupia się na Wielkopolsce, ale omawia również sytuację poza nią, kiedy to zwrócono się do władz poznańskich o wojskową pomoc dla Lwowa. Przegląd działań bojowych Powstania Wielkopolskiego wieńczy próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego się ono udało? Próba ta, połączona z przejrzystą oceną walk od strony wojskowej, jest moim zdaniem ze wszech miar udana, zaś wynik – satysfakcjonujący. Bardzo ciekawym jest ponadto rozdział o Poznańskich Batalionach Śmierci, oddziale, o którym ciężko znaleźć szersze informacje w monografiach dotyczących
zrywu. Podkreśliwszy po raz kolejny, że Powstanie Wielkopolskie nie miało charakteru odosobnionego, jednostkowego, a dało impuls do powstania kolejnych ogniw łańcucha dziejów, autor opisuje zdarzenia, jakie miały miejsce na Górnym Śląsku odnajdując paralelę pomiędzy wydarzeniami wielkopolskimi a Powstaniami Śląskimi. Na osobny rozdział zasługują również cudzoziemcy walczący w polskich szeregach, Rezler przypomina tu tak barwne postaci, jak Cezary Jindra, Sam Sandi, Czen de Fu (który przybrał później trochę bardziej swojsko brzmiące imiona, Józef Zdzisław) czy też pani Sims. W pracy tej nie mogło również zabraknąć części o broni i mundurze – przeczytamy w niej o tym, jak powstańcy wyglądali, czym walczyli, jakich używali chorągwi, sztandarów oraz jakie mieli oznaki. Końcowe fragmenty książki to ukazanie walki o pamięć Powstania Wielkopolskiego, tablic, obiektów, omówienie kolejnych rocznic oraz przegląd aspektów obecności tego zrywu w literaturze i sztuce.
W książce Marka Rezlera znajdziemy następujące zdanie: „Wydaje się, że minęły już czasy, gdy konieczne było dowartościowywanie powstańczej tradycji, a wszelką krytyczną ocenę poszczególnych walk traktowano jako próbę naruszenia świętości i zdeprecjonowania czynu zbrojnego”. Wydaje mi się, że autor nie ma się czego obawiać, zwłaszcza, że nawet, jeśli podchodzi bardzo krytycznie do niektórych działań wojskowych, to czyni to, jak wspomniałem, bardzo rzetelnie, profesjonalnie i nie ulega emocjom. Dotychczas niedostatecznie akcentowano istotę sukcesu Powstania Wielkopolskiego, na dalszy plan odsuwając tło tych wydarzeń, ich genezę i rezultat – dzięki „Spojrzeniu po 90 latach” to niedopatrzenie zostało wybornie naprawione. Mam ponadto nadzieję, że książka Marka Rezlera trafi do szerszego grona odbiorców, zaś zryw Wielkopolan – ta jakże nietypowa dla nas hybryda rozsądnej, pragmatycznej pracy u podstaw z gotowością do walki zbrojnej – na trwałe zagości w świadomości narodowej. Zagości wolna od mnóstwa
nieścisłości czy etykietki „jedynego/pierwszego zwycięskiego powstania”, którą i dziś mu się przykleja, nawet w wypowiedziach oficjeli. Szkoda tylko, że pan Marek Rezler nie jest Anglosasem, wszak ostatnimi czasy szczególnie hołubimy zachodnich historyków, przy każdej możliwej okazji rozpowiadających, jak to oni wielce kochają Polskę, zaś szczególnie popularne stają się ich książki, w których ukazują nasz kraj jako wielce ciemiężonego i zdradzanego przez wszystkich Chrystusa Narodów. Pomimo jednak tego, że autor Powstania Wielkopolskiego ani nie mizdrzy się do czytelników, ani nie tworzy taśmowych tomiszczy, w których emocje górują nad rzetelnością historyczną, wierzę, że jego książka spotka się z przychylnością i dużym zainteresowaniem, jest bowiem tego warta. Na szczególną uwagę zasługuje również warstwa edytorska – praca ta zawiera znaczną ilość map, będących wybornym uzupełnieniem opisów walk, oraz dwie wkładki ze zdjęciami i rysunki przedstawiające mundur, oznaki i uzbrojenie powstańców
wielkopolskich. Na wybraną bibliografię składają się publikacje źródłowe w liczbie 40 oraz ponad 100 opracowań. Drobnym zgrzytem jest brak indeksu osobowego, ale ze względu na pozostałe walory tej pracy, myślę, że można przymknąć oko na to niedopatrzenie.