Podróżnicy-"bajkopisarze"
I Pana książki napisane w formie popularyzatorskiej mają być zachętą do takiego bezbolesnego kształcenia? Bezbolesnego w tym sensie, że „kształcenie” czy „edukacja” mogą się wielu czytelnikom źle kojarzyć, mogą się kojarzyć z nudą i przymusem, a tego Pan unika?
Tak. Próbuję to robić bez demonizowania, bez mitologizowania i bez chwalipięctwa. Nie lubię przyglądać się temu, co dzieje się zarówno w literaturze, jak i w popularyzacji wiedzy o świecie, że wychodzi ktoś tam i chwali się, że był „tu” i „tu”, że dotarł do jakiegoś nieznanego plemienia albo odkrył źródła kolejnej rzeki. Terefere! To są bajki. Żyjemy w drugiej dekadzie XXI wieku. Rozumiem, że ludzie chcą być karmieni bajkami, ale nie biorę w tym udziału.
Zamiast opowiadać bajki, wolę tłumaczyć sobie i innym świat. Salman Rushdie nauczył mnie, gdy napisał kiedyś – bodajże w Dzieciach Północy – o tym, czego dokonali Brytyjczycy: „Dziwi mnie, że Brytyjczycy mówią, że odkryli Indie. Jak mogli odkryć Indie, kiedy tych Indii nikt nie przykrył?”. Taka jest prawda. W związku z tym nie zajmuję się odkrywaniem, lecz opisywaniem i przybliżaniem świata. Nie ma sensu zmyślanie, że odkrywamy świat, który został przecież odkryty już dawno temu. Autorów, którzy chcą mitologizować, zapraszamy do wydawnictw dla dzieci.