"Polowanie na karaluchy" metaforą losu emigrantów
Nowa sztuka - "Polowanie na karaluchy" napisana została w 1985 roku na zamówienie Woodstock Music and Art Fair Festival. To metafora losu emigrantów bez żadnych upiększeń. Dwójka wykształconych Polaków po opuszczeniu ojczyzny zamieszkuje w zapuszczonym mieszkanku na dole Manhattanu, by realizować swój "amerykański sen". On jest znanym pisarzem, ale bez siły do pracy twórczej, ona - aktorką specjalizującą się w rolach szekspirowskich. Oboje nieprzystosowani do nowego życia, cierpią na bezsenność i czekają. Na co? Na magiczną szansę od życia, która wszystko zmieni. Na sukces, który przecież w Ameryce jest wyznacznikiem wszystkiego.
Doskonale wie o tym autor "Good night, Dżerzi". Jemu się udało, ale nie bez trudu. "Ostatnio zacząłem robić listę swoich adresów od wyjazdu z Polski i się pogubiłem. Jeszcze Londyn jako tako. (...) Ale już po Nowym Jorku rzucało mną okropnie. (...) Z luksusowej Park Avenue do Chinatown, z eleganckiej Piątej i Sześćdziesiątej Pierwszej na mocno szemraną, bo położoną obok przytułków dla nędzarzy, Sto Siódmą i Amsterdam. Tam dwa razy przepiłowali mi kraty w oknach. Za pierwszym ukradli czarno-biały telewizor, który tydzień wcześniej znalazłem na ulicy, za drugim - szalik. Potem znów dół miasta po stronie wschodniej, czyli Czwarta Ulica i Avenue B w cieszącym się kiepską reputacją tak zwanym Alphabet City (...) Wiem, że jeszcze coś tam było po drodze, bo coś sobie przypominam na Broadwayu i Jedenastej, i coś tam w Soho. No i nareszcie West End Avenue, czyli Upper West Side nad Hudsonem. Czyli portierzy w uniformach i ogólnie Francja-elegancja" - wspominał pisarz w autobiografii wydanej w 2004 roku.