To narkobiznes szkoli psy policyjne
Rastello - a właściwie przemytnicy, do których udało mu się dotrzeć - opisuje, że wielkim problemem narkobiznesu była korupcja: "Około 1986 roku pięćset kilo towaru wyprodukowanego w dziczy przez kolumbijski kartel Cali i wysłanego do portu w Buenaventura kosztowało sporo. Po pierwsze, trzeba było opłacić kierowców, po drugie, chcąc uniknąć pytań już w samym porcie, trzeba było zapłacić również tabunowi celników.
Na przykład: towar - jak to często wtedy bywało - ładowało się do kontenerów z kawą (nazywaliśmy je krypami) wysyłanych do Los Angeles lub do San Diego. W tamtym czasie nie przejmowano się zbytnio zabezpieczaniem go, nikt poważnie nie myślał o dodawaniu substancji, które miały zmylić psy lub oszukać densytometry. Ukrywanie towaru nie było wtedy aż tak istotne. Wkładałeś go do worków z kawą i już. Zabezpieczenia nie były potrzebne, bo i w Los Angeles, i w San Diego miałeś w porcie swoich ludzi, przede wszystkim policjantów, a także psy.
Nie wiedziałeś? To my prowadziliśmy na Karaibach większość hodowli psów szkolonych do wykrywania narkotyków. Zabawne, nie? I oczywiście chętnie obdarowywaliśmy policję naszymi najlepszymi zwierzakami. Dawaliśmy psy, które potem miały przechwytywać nasz towar".