Entuzjazm i pieniądze
Mimo że Roosevelt ukrywał chorobę, szybko stał się ważnym symbolem chorych na Heinego-Medina. Codziennie spływały do niego setki listów, na które zresztą odpisywał zawsze osobiście: przynosiły chorym i ich rodzinom nadzieję, której nie dawała medycyna. Wizerunek jaki Roosevelt kreował - silny, inspirujący innych człowiek, który pokonał chorobę - był wyjątkowo atrakcyjny. Amerykanie widzieli w nim godnego zaufania lidera, który rozumie ból i cierpienie. To wszystko pomogło mu zapoczątkować kampanię walki z polio: w gazetach pojawiały się artykuły dotyczące chorych i samej choroby. Aby zgromadzić środki na granty badawcze dla lekarzy Roosevelt poprosił o pomoc ówczesnych geniuszy od PR. Takim człowiekiem był Carl Byoir, odpowiedzialny za zorganizowanie dorocznego balu charytatywnego z okazji urodzin prezydenta, podczas którego zbierano datki na walkę z polio. Jednak to druga akcja Byoira okazała się najbardziej spektakularnym procesem i kamieniem węgielnym współczesnej filantropii. Był to March of Dimes, czyli
inaczej Marsz Dziesięciocentówek. Tajemnica sukcesu tkwiła w prostocie pomysłu: nikt nie żądał od ludzi dużych kwot. Wystarczyło kilka centów: sumę, którą mógł bez problemu zebrać każdy. Każdy zatem mógł stać się dobroczyńcą, wesprzeć chorych i sprawić, że kalekie dzieci zaczną chodzić.