Czy marsze patriotyczne w Warszawie i innych miastach Polski mogą być oznaką radykalizacji nastrojów w naszym kraju? Nie ma wątpliwości, iż w ostatnim czasie uaktywnili się działacze radykalnych, nacjonalistycznych formacji, jak NOP czy ONR.
Jak nie na ulicach miasta, to na uniwersytecie. Niezadowoleni budntują się; punktem wyjścia może być pogorszenie sytuacji gospodarczej albo zaostrzenie debaty publicznej na temat spraw obyczajowych. Trwa mocne starcie między zradykalizowanymi siłami między tradycyjnie ujmowaną lewą i prawą stroną. Zdaje się, że Stefan Bratkowski, legenda polskiego dziennikarstwa, trafił w samo sedno, pisząc „Kto na to przyzwolił?“, esej o narodzinach faszyzmu i zagrożeniach tą ideologią we współczesnej Europie. Autor nie ma wątpliwości: lata 30. XX wieku są – a raczej, powinny być – dla nas solidną lekcją i punktem odniesienia: już raz nie zaeagowaliśmy na czas.
Niemal przed stuleciem udawaliśmy, że nic się nie dzieje, a najwięksi tego świata woleli przymknąć oko w imię spokoju, zachowania status quo i doraźnych efektów w polityce wewnętrznej swojego kraju. Nie tak dawno ukazała się znakomita praca Nicholasa Wapshotta * Keynes kontra Hayek*. Twórca myśli makroekonomicznej, która po kryzysie 2008 znów wraca do łask, był naocznym świadkiem cynizmu polityków i służb dyplomatycznych Wielkiej Brytanii. Po Wersalu Maynard Keynes nie miał już żadnych wątpliwości, zrywając pracę dla brytyjskiego rządu i otwarcie manifestując niezgodę na obciążenie przegranych Niemiec niemożliwymi do spełnienia żądaniami i reparacjami. Co więcej, Keynes przewidział, iż niechybny wówczas upadek gospodarczy Niemiec i Austrii doprowadzi do kryzysu rządu w Weimarze, radykalizacji nastrojów i
upadku idei demokratycznych. Niedugo potem protestował w sprawie katastrofy humanitarnej nad Renem.
Dziś z perspektywy drugiej dekady XXI wieku, możemy bezsprzecznie dowieść, iż kryzys gospodarczy jest najlepszym gruntem do rozwoju niezadowolenia społecznego i narastania niepokojów. Dalej już prosta droga do zwycięstwa nacjonalizmu i ekstremizmu politycznego.
Pamiętamy historie sprzed dekady, kiedy w Austrii triumfowało ugrupowanie Haidera. We Francji zaś niepokojąco duże poparcie zyskiwał Le Pen, a we Włoszech nieco wcześniej – Giafranco Fini. Ostatnie lata to już lawiono pojawiające się ostre wystąpienia prawicowych ekstremistów niemal we wszystkich krajach Europy, w tym wśród tak liberalnie dotąd nastawionych społeczeństwach jak Holendrzy, Szwedzi, Duńczycy, Finowie czy Norwegowie. Tłem są emigranci i narastające frustracje związane z trwającym na całym kontynencie kryzysem.W ostatnich miesiącach pojedyncze, lecz coraz częstsze ekscesy mają miejsce w Polsce.
Bratkowski przywołuje liczne współczesne przypadki rosnącej popularności skrajnej prawicy, również w najtrwalszych demokracjach Unii Europejskiej.Sięga też do korzeni europejskiego nacjonalizmu, który zrodził w latach 30. najstraszniejszą dyktaturę w dziejach naszego kontynentu oraz ludobójstwo na nigdy wcześniej niespotykaną skalę. „Kto na to przyzwolił?“ krótce trafi do księgarń; głos Bratkowskiego daje szansę, aby jaśniej i w szerszym kontekście odczytać sygnały napływające z wielu stolic Europy. Może znów stoimy w obliczu konieczności postawienia pewnej diagnozy. Kiedy siły NATO postanowiły zareagować na wydarzenia w Kosowie, główną myślą towarzyszącą interwencji było zatrzymanie przemocy, aby nie powtórzyła się tragedia Srebrenicy czy Sarajewa. Wtedy całej Europie Zachodniej było wstyd. Na moment.