„Rekolekcje to okazja do dokonania refleksji nad samym sobą w świetle Ewangelii. Chodzi w nich bezsprzecznie o głębsze poznanie siebie. Chodzi w nich także o głębsze poznanie Boga i Ewangelii. Tak więc w obszar refleksji rekolekcyjnych wchodzi przede wszystkim Bóg, następnie wchodzi także otaczający nas świat, wchodzą nasi bliźni. A wszystko to ma się zakończyć jakimś konkretem: mamy wyjść z rekolekcji zmienieni. W tym miejscu rodzi się pierwsza trudność. Jesteśmy przecież na to trochę za starzy, aby wierzyć, że się zmienimy. A przecież coś trzeba zmienić! Co zmienić? Jak zmienić? Byłoby marnotrawstwem czasu, gdyby wszystko miało zostać po staremu”. Tischner robił więc wszystko, aby tę zmianę ułatwić, aby dostarczyć swoim słuchaczom bodźca do tego, aby sami potrzebę zmiany odczuli. Dlatego też proponował im reinterpretację prawd i wartości, ponowne rozpatrzenie historii biblijnych, refleksję nad istotą współczesnego świata i kondycją człowieka w nim umieszczonego. Dlatego głosił, że potrzebą każdego
człowieka jest rozwijanie w sobie własnego człowieczeństwa, a rekolekcje powinny dopomóc wiernym w ich „stawaniu się ludźmi”.
Nadzieja czeka na słowo to pierwszy zbiór rekolekcji Tischnera. Zbiór dość szczególny, bo prezentujący jego działalność na przestrzeni trzydziestu lat – począwszy od roku 1966, na roku 1996 kończąc. Stąd też obecność istotnych dla Polaków tematów, przewijających się nazwisk i wydarzeń, które nigdzie w kraju nie przeszły bez echa. Wyboru dokonano przy tym bardzo starannie – tematy nie dublują się, a całość daje wyrazisty obraz Tischnera jako człowieka autentycznie przepełnionego nadzieją, opowiadającego się za bezwzględną godnością człowieka i jego prawem do poszukiwania Boga. Nie dziwi więc fakt, że Tischner sam stał się w końcu symbolem kaznodziejstwa, które próbuje przede wszystkim odbudować w słuchaczu nadzieję, które wychodzi mu naprzeciw i zamiast męczącego moralizatorstwa ma do zaoferowania otwartą na dialog wykładnię wiary przyjaznej, choć wymagającej. Co istotne, zapis tutejszych wykładów pełen jest prawdziwego poszukiwania, prób stawiania samodzielnej diagnozy, popartej naukami Kościoła, ale
skonfrontowanej z aktualnymi nastrojami w kraju.
Tischner, przemawiający do nas z tutejszych rekolekcji, okazuje się nie tylko wielkim erudytą, kapłanem i filozofem, ale i wyśmienitym mówcą, zdolnym w sposób prosty objaśniać kwestie najbardziej skomplikowane.Znajdziemy tu wywody na temat śmierci, rozumianej jako nieustanne przepływanie z istnienia w nieistnienie i skonfliktowanej z dynamizmem życia, śmierci rozumianej jako doświadczenie samotności i przedmiot naszego odwiecznego protestu. Śmierci, która rozdziera człowieka między pragnieniem życia a koniecznością umierania i której absurd unicestwia dopiero Chrystus, oferując nam życie całkiem nowe. Znajdziemy też rozważania o łasce, zbawieniu, potrzebie poszukiwania i dążenia do pełni człowieczeństwa. Przeczytamy o pracy jako czynniku narodowotwórczym, o niebezpieczeństwie zatracenia się w niej i konieczności rozsądnego ustanawiania własnych wartości. „Zgubiliśmy postawę słuchania na rzecz postawy działania” – przekonuje Tischner i nie jest to bynajmniej komplement. Działanie to jest bowiem ingerencją
w świat, pragnieniem ciągłego zmieniania go i ulepszania, które najpierw powinniśmy skierować do wewnątrz, w głąb nas samych. Do listy ludzkich przewin dodaje egoizm, kult lenistwa, ociężałość duchową, skłonność do pogaństwa i marnotrawstwo czasu jako tego, co najcenniejsze i niemożliwe do odzyskania. I, co ważne, podpowiada, jak z nimi walczyć.
Tischner wyznaje przy tym bezbłędną zasadę – rekolekcje mają być „rozmową na temat tego, co najbardziej indywidualne, najbardziej ludzkie”. I to charakter rozmowy mają właśnie wykłady, jakie wygłaszał on na rekolekcyjnych konferencjach. Łatwo przyswajalna składnia, operowanie powtórzeniem i bezpośrednie zwroty do słuchających są niewątpliwymi atutami Tischnerowskiej retoryki, a podejmowane przez niego tematy nigdy chyba nie stracą na aktualności. Duchowny ani przez chwilę nie występuje tu z pozycji uprzywilejowanej, nie próbuje podporządkować sobie publiki, nie forsuje uparcie swoich racji.Zamiast tego odwołuje się do sytuacji z życia codziennego i słów wielkich tego świata (m.in. Jana Pawła II , Sokratesa, św. Augustyna , Hegla , Kierkegaarda , Norwida czy Słowackiego ) i zjednuje ze swoimi słuchaczami, co zgodne jest zresztą z jego słynnymi słowami, że najpierw jest człowiekiem, potem filozofem, a dopiero potem księdzem. I nawet, kiedy pisze, że za chwilę znów zaplączemy się „jak niezdarne pająki, w labirynt naszych codziennych spraw”, to jest w tym pewna nadzieja – nadzieja na to, że istnieją drogowskazy, dzięki którym uda się te labirynty pokonać.