Zestrzelenie "sztukasa"
Niemcy lubili walczyć na dachach - stamtąd dobrze strzelało się do wszystkiego i wszystkich. Zabijali bez wyjątku: dzieci, kobiety i mężczyzn. Na dachu ulokował się także Ciszewski, obserwując niemieckie Junkersy zrzucające bomby na miasto. Nienawidził ich za to, co robią i chciał zabić jak najwięcej wrogów. Dlatego zlekceważył rozkazy dowództwa, zakazującego strzelania do samolotów i oszczędzania tym samym brakujących pocisków.
Serią z karabinu udaje mu się trafić w odsuniętą osłonę "sztukasa" pilotowanego przez Edwina Zipfela. Pilot ginie na miejscu, trafiony w głowę, a płonący samolot spada na dach kamienicy, stamtąd zaś na ulicę.