Pantery
Oddział Ciszewskiego zakwaterował się na ulicy Żytniej, w kilku nędznych pokojach. Podczas nocnej warty "Mötza" pojawiają się trzy czołgi "Pantera", które prosto z warsztatów miały być odstawione bliżej centrum, ale zagubiły się na Woli. Rozpoczyna się starcie, w którym Ciszewski wśród gradu kul wysadza jeden z czołgów butelką z benzyną. W wyniku eksplozji sam obrywa odłamkiem i traci przytomność na ulicy.
Budzi się w Szpitalu Jana Bożego, gdzie lekarze mówią mu, jakie miał wielkie szczęście: dostał w bok i nie uszkodził żadnych narządów wewnętrznych; ranę wystarczyło tylko zszyć. Stracił jednak dwa litry krwi i powinien leżeć - co jest dla młodego żołnierza wyjątkowo trudne, skoro za murami szpitala wciąż słychać odgłosy walki.