Kapral Wojtek, niedźwiedź polskiej armii
A skoro już o mułach mowa, nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o innym słynnym zwierzęciu z Monte Cassino, a mianowicie o osieroconym niedźwiedziu Wojtku, który w armii gen. Andersa służył w randze kaprala. Polscy żołnierze wykupili go za tabliczkę czekolady, puszkę wołowiny i wojskowy scyzoryk od pewnego irańskiego chłopca. Szybko stał się maskotką armii. Jak na żołnierza przystało, Wojtek nauczył się także pić piwo i palić (a raczej zjadać) papierosy.
Wojtek był wyjątkowo łagodny i uwielbiał zapasy. Nigdy nikogo nie zaatakował, uwielbiał siedzieć jako pasażer obok kierowcy. Jak wspomina Wojciech Narębski, jeden z nielicznych żyjących jeszcze żołnierzy, którzy walczyli pod Monte Cassino i Anconą: "Zawsze podkreślam, że najważniejsza była jego obecność. Nawet dowódca zdawał sobie sprawę, że obecność takiego zwierzęcia, niby potężnego i w zasadzie drapieżnego, a tutaj łagodnego jak baranek, ma dobry wpływ na żołnierzy".