Głód, podłe racje żywnościowe, uciekający muł z wodą
"Ciągle przymieramy głodem, ponieważ jedzenie jest rzeczywiście do niczego. Mamy herbatniki wołowinę z boczkiem, ale te racje żywnościowe są tak podłej jakości, że bardzo niewielu z nas jest w stanie je przełknąć" - wspominał po latach jeden z polskich żołnierzy. I dalej:
"Pamiętam, jak uciekł nam muł z ładunkiem puszek pełnych wody. Jeden z naszych żołnierzy, nie zwracając uwagi na strzelaninę, pobiegł za zwierzęciem z karabinem. W końcu był zmuszony raczej zabić muła, niż stracić cenną wodę (...). Takie są warunki, w jakich żyjemy (...). Zmęczeni, głodni, spragnieni, w otoczeniu rozkładających się zwłok".
Wróćmy jednak do bitwy. "Między 23 a 28 kwietnia Polacy oraz wszyscy inni żołnierze Alexandra przegrupowali się w wielkiej tajemnicy, co znaczyło, że nie odbywały się żadne patrole - zbyt wielkie było ryzyko dostania się do niewoli" - relacjonuje dalszy rozwój wypadków Caddick-Adams.