Rysuje, ilustruje pan teksty od dziecka. W latach 50., jeszcze ucząc się w liceum plastycznym, publikował pan pierwsze komiksy w harcerskim piśmie ''Korespondent wszędobylski''.
Wszystkie dzieci rysują, lepiej czy gorzej. To jest dla nich i zabawa, i potrzeba. Tak samo mają twórcy. Nie znoszę słowa "artysta", bo kto to jest artysta? Artysta to twórca, który osiągnął odpowiedni poziom, a twórca to osoba, która coś tworzy, zachowując przy tym świadomość i przyjemność dziecka. Często twórcy wstydzą się tego, że mają w sobie dziecko, bo może ktoś powie, że jacyś tacy niedorozwinięci, choć mają siwe brody. Wszyscy moi koledzy twórcy są dziećmi w środku, bo po to, aby tworzyć nowe światy, trzeba mieć w sobie dziecko i bawić się jak dziecko. Są tacy twórcy, którzy potrafią bawić się ciągle tą samą zabawką. Ja taki nie jestem. Chcę się bawić na nowo, zachowując ten sam stan ducha. To tak jakbym siedział w piaskownicy i budował zamki w piasku, ustawiał tam figurki żołnierzy i rycerzy wycięte z papieru, budował sceny, robił teatr. Chcę wrócić do zabawy z dzieciństwa, dlatego przeglądam teraz swoje stare prace, ale również, np. XIX-wieczne drzeworyty Gustawa Dore, które fascynowały mnie w
dzieciństwie.
Staram się ciągle ewoluować - niezależnie od tego, co robię. Nie chcę wpaść w manierę, bo to pułapka. Jestem i chcę być ciągle ciekawy świata, tak jak ciekawe świata jest dziecko.