Trwa ładowanie...
recenzja
12-05-2010 12:45

Groza, regencie! Czyli nie ma co zbierać

Groza, regencie! Czyli nie ma co zbieraćŹródło: Inne
d1h7g6i
d1h7g6i

Miało jej nie być, ale jest. Wbrew wcześniejszym deklaracjom z listu otwartego do czytelników, Maja Lidia Kossakowska po sześciu latach powróciła do Królestwa. Po lekturze pierwszego tomu Zbieracza Burz mam poważne wątpliwości co do tego, czy reaktywacji cyklu przyświecały jakiekolwiek pobudki poza czysto ekonomicznymi. Nowe przygody Daimona Freya to bowiem murowany bestseller. Z samej ciekawości sięgnie po nie nawet ta część fanów opowiadań „anielskich”, dla której Siewca Wiatru , pierwsza powieść z tego uniwersum a zarazem powieściowy debiut Kossakowskiej, był pewnym rozczarowaniem. Można było mieć nadzieje, co do jakości kontynuacji – przez te sześć lat autorka Beznogiego tancerza pisarsko okrzepła, sprawdzała się na rozmaitych polach, realizując mniej lub bardziej udane, ale przynajmniej w założeniach dosyć ambitne projekty, czego najlepszym przykładem jest jej niedawny stylistyczny eksperyment – * Upiór
Południa
. Przyznam uczciwie – mimo wszystko, biorąc pod uwagę, w jak ślepą uliczkę zabrnęła fabuła Siewcy Wiatru , i co się na jego kartach stało z osobowościami bohaterów, głównie Freya, do *
Zbieracza podchodziłam więcej niż sceptycznie. Mimo to okazał się bardzo negatywnym zaskoczeniem. Choć rzeczywiście od strony czysto technicznej (kompozycja) należy go ocenić wyżej niż chaotycznego, migawkowego Siewcę , jest to właściwie jego jedyna zaleta oprócz kilku zabawnych porównań, jakie pojawiają się w tekście.
Fabuła racjonowana jest w pierwszej części Zbieracza równie skąpo, co logika. Akcja rozpoczyna się jakiś czas po starciu z Antykreatorem. Tańczący Na Zgliszczach otrzymuje nieoczekiwane polecenie od milczącej od eonów Jasności. Gdy chce je wykonać, jak na wiernego sługę Pana przystało, napotyka na opór swoich przyjaciół, którzy, nie mogąc mu tego wyperswadować, uznają, że został opętany przez Cień. By uniknąć „kuracji” i wykonać zadanie, Frey ucieka. Gabriel, Razjel i Michał gonią. Daimon uznaje ich postawę za zdradę i koniec wieloletniej przyjaźni. Do wykonania zadania się jednak nie zabiera, bo udało im się posiać w jego duszy ziarno wątpliwości. Chce się upewnić, że rozkaz pochodzi z „Jasnej Strony Mocy”. Do tego celu potrzebuje swojego miecza. A później sprawy jeszcze bardziej się komplikują.
Akcji nie brakuje (choć niewiele z niej wynika), podobnie jak pseudofilozoficznych wstawek, od których rozpoczyna się niemal każdy podrozdział, a które przez swoją manieryczność szybko zaczynają irytować. Najgorsi są jednak bohaterowie. Psychologia postaci w cyklu nigdy nie była przesadnie głęboka, ale obecnie nie istnieje. Najbardziej mi żal ostatnich ocalałych po * Siewcy* indywidualności – Lampki i Asmodeusza. Osunęli się w beznadziejną sztampę. Wszyscy skrzydlaci jęczą, snują się, mają wątpliwości, narzekają i obrażają się na siebie nawzajem. Michał jest zazdrosny o bojowe sukcesy Freya. Jedynym plusem tego wielogłosowego koncertu płaczek jest fakt, że protagoniści przestali we wzajemnych kontaktach posługiwać się zdrobnieniami swoich imion.
Jeśli chodzi o fantastykę, dostajemy przede wszystkim – w założeniu, jak się domyślam, spektakularny i przerażający – czarnomagiczny rytuał, który jednak według mnie jest przekomiczny. Humor to może i nieintencjonalny, ale za to najwyższej próby. Nie zabraknie i romantycznego dramatu – konfrontacja Daimona z Hiją, ich argumenty i poziom wzajemnych pretensji przywodzą na myśl raczej kłótnię przedszkolnych starszaków. Dialog – przełomowy dla ich relacji – jest przeraźliwie sztuczny, w dodatku okraszony patetycznymi narracyjnymi wstawkami (m.in. wózek bez hamulców, sunący w przepaść wypełnioną czerwoną mgłą furii i tytułowe zbieranie ziaren burzy). Zaiste, dramat, ale w innym znaczeniu niż zamierzone.
Jeśli główny bohater przez ponad trzysta stron biega w kółko, to nawet szeroki wachlarz środków lokomocji (m.in. pentagram, latający dywan i motocykl) nie ukryje faktu, że progresu brak. Zbieracz Burz jest nudny, pełen dłużyzn i działań logicznie wątpliwych (Były Rycerz Miecza, ukrywając się, spotyka się z osobą, która współpracuje z jego wrogami – gdzie? Oczywiście, że w swojej głęboko zakonspirowanej kryjówce! Niech żyją strategia i taktyka!), które sprawiają wrażenie obliczonych na zwiększenie objętości. Jeśli sięgniecie z sentymentu i przywiązania do bohaterów – rozczarujecie się, niewiele bowiem z nich zostało. Przestaje dziwić, że Jasność opuściła Królestwo. Z jednego z oryginalniejszych pierwotnie pomysłów w polskiej fantastyce zaprawdę nie ma co zbierać.

d1h7g6i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1h7g6i

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj