Trwa ładowanie...
recenzja
21-07-2010 14:32

Gorączka w Reykjaviku

Gorączka w ReykjavikuŹródło: Inne
d126p6j
d126p6j

Podtytuł „..jak przestać sprzątać ludzi i wziąć się za zmywanie" sugeruje radykalną metamorfozę głównego bohatera. W poprzedniej wydanej w Polsce książce Hallgrimura Helgassona, * 101 Reykjavik, do przemiany, czyli obudzenia ospałego Hlynura ze zmysłowego i życiowego letargu, przyczyniła się głównie ognista instruktorka flamenco, importowana wprost z Hiszpanii. *Tym razem to islandzka „maślana blondynka" budzi ciepłego miśka w bałkańskim macho, strzelającym do ludzi za pieniądze. Budzenie miśka zresztą przydarza się jej raczej mimochodem, bo żądne mocnych wrażeń dziewczę zafascynowane jest przede wszystkim mroczną legendą faceta o wiele mówiącej ksywie Toxic.

Poradnik domowy kilera zaczyna się jak rozszalała pulp fiction, w której trupy liczy się na sześciopaki i w pewnym momencie nie zabraknie nawet damskiej główki w lodówce. Główny bohater uwalnia się z pułapki FBI na amerykańskim lotnisku zabijając przypadkowego człowieka i przejmując jego tożsamość. Zabity był telewizyjnym kaznodzieją i leciał do Reykjaviku. Kiler utknie w porcie przeznaczenia, przygarnięty przez dziennikarzy Pana Boga z lokalnej stacyjki, totalnie zbombardowany miłością i prześladowany przez własne wspomnienia z bałkańskiej wojny, gdzie nauczył się strzelać do ludzi, a później, już za oceanem, zaczął robić to zawodowo. Im dalej, tym mniej jest się z czego śmiać...

Powieść można odczytywać na wiele sposobów – jako zabawę popkulturowymi schematami w stylu niedawno wydanego * Subtelnego nosa Lilli Steinbeck* Heinricha Steinfesta, jako zderzenie podszytej matriarchatem kultury islandzkiej z przedstawicielem wymierającego w Europie gatunku macho, w którym scenki z wojny płci przeplatane są scenami z prawdziwej wojny – krwawej i bratobójczej. A wszystko to w sennym Reykjaviku, po którym plączą się ofermowaci policjanci oraz polscy i litewscy fachowcy (po cichu podejrzewaliśmy, że tak nas widzą, ale wstydziliśmy się przyznać...). W wywiadzie po opublikowaniu * 101 Reykjavik* Hallgrímur Helgason powiedział, że Bóg nie dotarł jeszcze do Islandii, w której wyobraźnię ludzi nadal zaludniają duchy z zaświatów i elfy z nordyckiej mitologii. A jednak (Hallelujah!!!) dobry Bóg jest już w Reykjaviku i ma
tam swoich wiernych wyznawców, ufających, że miłość i wiara (z udziałem dobrze wymierzonej pokuty) mogą przemienić każdego.

Hallgrímur Helgason to bardzo dobry pisarz, i jestem przekonana, że jeśli spod brawurowej czarnej komedii i satyry obyczajowej na jego rodaków, szczególnie tych świeżo i ostentacyjnie nawróconych, przeziera ewangeliczna przypowieść o zbawieniu dobrego łotra, to z pewnością nie stało się tak przypadkiem.

d126p6j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d126p6j

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj