Trwa ładowanie...
recenzja
18-04-2012 11:12

Gdy znów brzmiały w stepie kozackie pieśni

Gdy znów brzmiały w stepie kozackie pieśniŹródło: Inne
d2hv6kt
d2hv6kt

Nestor Machno - niewysoki, drobny, chudy, o szarych, hipnotyzujących oczach, wychowany był na zaporoskich dumach i historiach o kozakach. Anarchista, twórca autonomicznej robotniczo-chłopskiej republiki w ukraińskim stepie, człowiek czynu, ideowiec, walczył o nowy, lepszy świat, niesiony wiarą chłopów, że zabierze bogatym i da biednym. Był wrogiem porządku, „atamanem stepowej utopii”, z którym współczesna Ukraina miała z nim niemały problem. Ani to męczennik za sprawę, ani, przy swojej niechęci do wszelkiej władzy, sztandarowa postać dziecięcych czytanek, przez lata umorusany jadowitą propagandą Bat’ko wymykał się zerojedynkowemu oglądowi. Stanisław Łubieński, absolwent kulturoznawstwa i ukrainistyki na Uniwersytecie Warszawskim, postanowił przybliżyć nam tę ciekawą postać, pomny rady, jaką według relacji Boya-Żeleńskiego , usłyszał malarz Styka od Najświętszej Panienki: „ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze”.
Owocem tego zamysłu jest praca Pirat stepowy, wydana nakładem oficyny Czarne w serii Sulina.

Pirata stepowego otwiera opowieść o Hulajpolu, wsi, która stanie się niebawem symbolem, matecznikiem machnowszczyzny, ruchu wyrosłego na przeświadczeniu, że nawet na surowym, ukraińskim stepie da się stworzyć anarchistyczny raj. Tu, w roku 1888 (oficjalnie rok później – zmiana w metryczce uratowała mu życie) urodził się Nestor Machno. Już podczas jego chrztu zapaliła się szata popa, co nie było najlepszym prognostykiem. Według wspomnianej propagandy uskutecznianej przez komunistów, obcinał subiektom guziki i dolewał w sklepie galanteryjnym oleju do herbaty, ponadto oblał wrzątkiem zwierzchnika i pogryzł jego żonę. Istny diabeł wcielony (nie to, co Pawka Morozow i inni przykładni bohaterowie czerwonych opowieści), później zaś było jeszcze gorzej, zwłaszcza, że Machno wolał działać niż myśleć, w przeciwieństwie do wielu teoretyków rewolucji, dumających w cieple trzaskającego kominka o doli i niedoli mas uciśnionych. Z początku, owego gorącogłowego młodzieńca pociągał tajemniczy nimb, jaki otaczał spotkania
tych, którzy pragnęli w Hulajpolu zburzyć dotychczasowy ład. Włączony do anarchizującej grupy Biednych Chłopów, niebawem mógł wcielać w życie swoje, kiełkujące na razie, przekonania. Skończyło się tak, jak to zazwyczaj bywało z domorosłymi podpalaczami świata – Machno trafił do więzienia w Butrykach, istnej kuźni kadr przyszłej rewolucji. Z braku lepszego zajęcia czytał tam klasyków, programy partii i pisał rewolucyjne wiersze – przaśne, siermiężne, ale ze wszech miar szczere. Wyszedł wraz z nastaniem amnestii i obaleniem caratu, a do rodzinnej wsi wrócił z worem pełnym książek, co średnio podobało się mieszkańcom, wszak do skręcania machorki wystarczały gazety. Jako więzień miał jednak autorytet, widziano w nim tego, kto wskaże drogę w rewolucyjnym chaosie. Autorytet i rewolucyjne pomysły to niebezpieczny zestaw, z początku jednak, wszystko w Hulajpolu szło po myśli Nestora. Zapowiedziawszy oddanie ziemi chłopom, a zakładów robotnikom, wdrażał to w życie mając u boku Czarną Gwardię, która pacyfikowała
tych, którym nie w smak była konfiskata dóbr. Stworzył nawet komuny agrarne, a kiedy komunistyczna idea bezwalutowego handlu – jak większość komunistycznych idei – okazała się wybitnie nieżyciowa, wprowadził nową walutę. O dziwo, miało to wszystko, mówiąc kolokwialnie, „ręce i nogi”, przynajmniej dopóki nad ukraińskie wsie nie nadciągnęły chmury rewolucji październikowej. Łubieński opisuje ponure czasy, kiedy Hulajpole opanowali okupanci, po czym przechodzi do opowieści o tym, jak Machno, niesiony rewolucyjną egzaltacją, stwierdził, że ogłasza, i to trzeba zacytować, „powszechne powstanie robotników i chłopów przeciw gnębicielom i katom ukraińskiej rewolucji, austro-niemco-hajdamakom”. Jak powiedział, tak zrobił, czym prędzej tworząc partyzancki oddział mający wspierać nękanych chłopów. Niebawem ten oddzialik zamieni się w regularną armię, przed którą będą się trzęśli zarówno biali, jak i czerwoni.

Nestor Machno, jaki wyłania się ze znakomitej pracy Stanisława Łubieńskiego, jest postacią tragiczną. To już nie ten potwór z bolszewickich historii, karzeł z wytrzeszczem, gwałciciel i żydożerca, podły, mściwy, ciemny i pozostający na usługach kułaków. Autor opisuje Bat’kę jako tego, w którym chłopi widzieli kontynuatora tradycji buntowników, majacego odpłacić burżujom za wieki niedoli i upokorzenia. Miał Machno fantazję – gdy w obcym mundurze zawitał na przyjęcie, najpierw pojadł i popił, a dopiero później wysadził wszystko w powietrze. Innym razem przebrany za pannę młodą w orszaku weselnym, spacyfikował sztab stacjonującego w jednej z wiosek oddziału. Wszystko to podszyte było beztroską, nieprzewidywalnością i radosną prowizorką – nie da się ukryć, że Machno miał więcej szczęścia niż rozumu. Nestor Łubieńskiego to człowiek kultywujący romantyczną wizję wojny, co w końcu go zgubiło, gdy hasła przebrzmiały, czas przeminął, a chłop, miast walczyć, chciał wreszcie mieć święty spokój. Ów poeta-samouk,
człowiek stepu, walczący o ziemię i wolność, sojusze również zawierał tragiczne. Mariaż z bolszewikami nie mógł się skończyć dobrze, niemniej czerwoni potrzebowali autorytetu we wsiach, machnowcy zaś – karabinów, toteż wydaje się, że to było najlepsze rozwiązanie w sytuacji, w której każdy wybór był zgubny. Osamotniony, podzielił los wielu walczących o niepodległość Ukrainy, co zresztą odczuł na własnej skórze sam Petlura, który walczył u boku Piłsudskiego w 1920 roku, by, po podpisaniu pokoju ryskiego, usłyszeć „Ja was przepraszam, panowie, ja was bardzo przepraszam”.

Stanisław Łubieński ukazuje nam czasy, kiedy na stepy wróciła kozaczyzna i tradycje Dzikich Pól, a czas zatrzymał się w siedemnastym stuleciu. Czasy, kiedy kodeks kozacki całkiem nieźle współgrał z ideami anarchizmu. Wreszcie czas, w którym ludzie, walcząc o własne domy i ziemię, gotowi byli na iście piekielne sojusze. Nad machnowcami łopotały sztandary z hasłami: „Żyć wolnym, albo umrzeć w walce”, „Śmierć wszystkim, którzy stają na drodze do wolności mas pracujących”, „Z gnębionymi przeciw gnębicielom”, „Wolność, albo śmierć”. Przy całej ich egzaltacji i utopijności wydaje się, że akurat Machno był tym, który w nie wierzył. Snując o nim opowieść, Łubieński przemierza współczesną Ukrainę szukając śladów swego bohatera.Chodzi uliczkami podupadającego Hulajpola, wypytując ludzi o dawnego atamana, czym wprawia ich zazwyczaj w konfuzję. Niewygodny jest bowiem Nestor, uwiera pamięć, nieprzystając do światopoglądowej dychotomii. Zresztą nawet bolszewicy mieli z nim problem – wierchuszka mówiła: „bandy”, zaś
żołnierze walczący z machnowcami używali określenia „armia”, nacechowanego szacunkiem i uznaniem. Jeśli zatem mądre, czerwone głowy miały z tym kłopot, to cóż dopiero prosty, ukraiński chłop, który sobie po prostu chce żyć z dnia na dzień? Zwłaszcza, że na szczytach władz jest prorosyjska frakcja, więc po cóż się narażać?

d2hv6kt

Ma również Łubieński znakomite wyczucie, świetnie włada piórem, lekko, nienachalnie grając na emocjach.Dwa krótkie akapity o Kirgiskiej Brygadzie Konnej, ot, tekst wtrącony mimochodem, niesie ogromny ładunek nostalgii, dramatu i smutku. Ów kilkuzdaniowy fragment staje się, z każdym kolejnym słowem, melancholijną opowieścią o dzielnych zdobywcach, którzy walczyli u boku Czyngis-Chana, zaś w bolszewickiej Rosji są tylko „bandą przestraszonych górali, których nikt nie rozumie”. Autor znakomicie panuje również nad tempem swojej opowieści. Fragmenty traktujące o działaniach wojennych machnowskich oddziałów są pełne dynamizmu, żywe, dramatyczne, natomiast kiedy przechodzi do początku końca samozwańczego atamana, narracja zwalnia. Łubieński opisuje tułaczkę po Europie i proces przed polskim trybunałem zastanawiając się, po cóż była ta szopka, jaki cel miały nasze władze? Ostatnie rozdziały to minorowe akordy, nie mające wiele wspólnego z żarliwym zawiązaniem opowieści. Machno-emigrant, zgnębiony, podupadający
na zdrowiu, przedwcześnie postarzały, duszący się w ciasnym, zbiurokratyzowanym Paryżu, dla jednych był żywym, nieugiętym symbolem, dla innych – degeneratem i alkoholikiem. Łubieński próbuje znaleźć prawdziwy obraz bohatera, którego czas przebrzmiał. To poszukiwanie prawdy jest klamrą spajającą opowieść o człowieku, który naiwnie usiłował wdrożyć swą utopię tam, gdzie podobne utopie nie miały racji bytu, w czasach, kiedy potężniejsi od niego podobne mrzonki gorliwie topili w morzu krwi, zrazu carskiej, potem własnej, bratobójczej, byle tylko dopchać się do władzy i rezat’ wszystkich, którzy tę władzę będą chcieli odebrać. Znakomita, przejmująca, nostalgiczna, napisana świetnym piórem praca.

d2hv6kt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2hv6kt