"Garfield: Tłusty koci trójpak 5": Łakomstwo to pierwszy krok do szczęścia [RECENZJA]
Fani przygód wielkiego leniwego kocura doskonale wiedzą, że w przypadku Garfielda raczej nie należy oczekiwać jakichś diametralnych zmian. Okazuje się jednak, że choć "Garfield: Tłusty koci trójpak 5" zwiera wiele historyjek, w których Jim Davis wykorzystuje dobrze znane nam motywy, to w trakcie tej lektury niekiedy czeka na nas coś zaskakującego.
Oczywiście Garfield nie zmienia swego trybu życia, chociaż w kilku paskach dziwnie się zachowuje – ale to tylko skutek chwilowej utraty pamięci. W wielu paskach możemy natomiast po raz kolejny podziwiać jego ogromne łakomstwo (w efekcie którego czasem połyka też rzeczy zdecydowanie mało jadalne) czy niespodziewane napady drzemki, a także obserwować, jak dręczy Odiego czy terroryzuje Jona albo atakuje Bogu ducha winnego listonosza. Nie jest jednak tylko powtórka z rozrywki, bo na przykład chociaż próby trzymania kocura na diecie są jak zwykle skazane na porażkę, to ożywczy powiew pojawia się tutaj dzięki korzystaniu przez Garfielda z gadającej wagi, która potrafi w cięty sposób skomentować jego ciężar.
Najwyraźniej rudy kot pozazdrościł też sławy superbohaterom, bo widzimy, jak wciela się w rolę mściciela w pelerynie, a towarzyszy mu jego partner Siorb (czyli Odie). Garfield zachowuje przy „ratowaniu świata” jednak zdrowy rozsądek i nie podejmuje działań, które naraziłyby go na prawdziwe niebezpieczeństwo. Potrafi również błyskawicznie dostosować się do nowych okoliczności. I tak kiedy staje się bojownikiem wolności, szybko przekonuje się, że zwierzęta wcale nie chcą wydostać z klatek – więc zmienia swoją strategię, oferując im bezpieczeństwo zamiast wolności!
Obejrzyj: zwiastun filmu "Młode kobietki":
Ponadto w naszą pamięć na dłużej zapadają perypetie Garfielda i Odiego w trakcie ich ucieczki z domu. Okazuje się, że na zewnątrz czyhają na nich rozmaite niebezpieczeństwa (czasem pod postacią na pozór życzliwej dziewczynki), a zdobycie pożywienia nie jest wcale tak prostą sprawą. Co gorsza, ich właściciel nie jest mistrzem w organizowaniu poszukiwań zagubionych pupili…
Prawdziwe niespodzianki czekają zaś na nas za sprawa Jona. Czyż moglibyśmy choćby się spodziewać, że uda mu się przechytrzyć kocura i uchronić grzanki przed pożarciem? A już wszelkie pojęcie przechodzi, że Jon Arbuckle umawia się na randkę i nie zostaje wystawiony do wiatru! I nawet jeśli nieco inaczej wyobrażał on sobie romantyczną kolację, to nie ulega wątpliwości, że przynajmniej Berta i Garfield mogą zaliczyć ten wieczór do udanych.
Co istotne, zebrane w tym trójpaku pochodzące z drugiej połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku albumy („Garfield – strawa dla ducha”, „Garfield przełyka swoją dumę” i „Garfield o szerokim zasięgu”) mimo upływu czasu wciąż są tak samo zabawne. Pewne jest więc, że lekturze tego komiksu będą towarzyszyć częste wybuchy gromkiego śmiechu.