Lekarze nie dawali jej szans – wybudziła się po 10 dniach
Powrót do normalnego życia nie był łatwy dla Agnieszki. "To nie jest tak, że człowiek się wybudzi i już jest wszystko w porządku: mówi, wstaje, wszystkich rozpoznaje. To ciężka praca" – opowiadała Terlecka, która zwracała uwagę na poświęcenie ze strony najbliższych. "Mamie kręgosłup przy mnie wysiadł, bo zdarzało się, że w ciągu godziny nosiła mnie sześć razy do łazienki."
Oprócz podstawowych czynności jak chodzenie czy mówienie, pacjentka wybudzona ze śpiączki musiała się również uczyć od nowa relacji międzyludzkich. "Do mojej cioci potrafiłam powiedzieć: 'Sp....aj', jak mi się coś nie podobało. To norma: wiele razy słyszałam w szpitalu, jak faceci wyzywali swoje narzeczone, siostry, matki, żony od dziwek, k... itp. To taki powrót do bycia na poziomie dziecka, które się nie kontroluje, nie ma blokad". Agnieszka wyznaje również, że był czas, gdy czuła się nieśmiertelna. Wdawała się w ryzykowne sytuacje - "uważałam, że skoro raz wydarzył mi się wypadek, z którego wyszłam, już nic nie ma prawa mi się stać". Spojrzenie na świat zmieniło się u niej, gdy miała czternaście, piętnaście lat. "Nagle pomyślałam, że przecież mogłoby już mnie nie być. Bo ktoś mógłby zadecydować, że nadaję się tylko na organy. Popłakałam się. Jedyny raz".
W tekście wykorzystano fragmenty książki "Wybudzenia. Powrót do życia. Polskie historie" Katarzyny Pinkosz (wyd. Fronda, 2017).