Elektra i Wolverine: Odkupienie – recenzja
Greg Rucka i Yoshitaka Amano, dwa wielkie nazwiska z różnych krańców świata popkultury, spotkali się przed laty przy wspólnym projekcie dla Marvela. "Odkupienie" ma już 20 lat na karku i choć wielu mogło czekać na polskie wydanie, to inni z pewnością się rozczarują.
Na wstępie trzeba podkreślić jedną rzecz - "Elektra i Wolverine: Odkupienie" nie jest komiksem. Ma to o tyle duże znaczenie, gdyż Egmont tradycyjnie foliuje swoje albumy i nie pozwala zajrzeć do środka przed zakupem w księgarni. A z krótkiego opisu na tylnej okładce wcale nie wynika, z czym mamy do czynienia.
Redakcja użyła tam mylącego określenia "powieść graficzna", które jest spolszczeniem visual novel i większości czytelnikom zapewne kojarzy się z komiksową twórczością Willa Eisnera. I nijak nie pasuje do albumu "Elektra i Wolverine: Odkupienie", który jest de facto ilustrowanym opowiadaniem.
Praktycznie na każdą stronę tekstu przypada jedna pełnostronicowa (a czasami dwustronicowa) ilustracja. Czasami tekst jest wkomponowany w obraz, czasami mamy kilka stron samego tekstu, a po nich następuje "galeria" ilustracji. Dzieło Rucki i Amano nie ma jednak nic wspólnego z tradycyjnie rozumianym komiksem, gdzie tekst, jeśli taki występuje, jest nierozerwalnie powiązany z warstwą graficzną.
Mając to na względzie, trzeba przyznać, że "Elektra i Wolverine: Odkupienie" to dzieło wyjątkowe i godne polecenia przede wszystkim fanom tytułowych bohaterów i autorów, którzy się za nich wzięli. Z naciskiem na pasjonatów twórczości Amano, gdyż Rucka – sprawny scenarzysta komiksowy i filmowy – wypada tutaj bardzo nierówno.
"Odkupienie" pisane przed niego ponad 20 lat temu wciąga i intryguje. Momentami odnosiłem jednak wrażenie, że czytam rozwleczony fanfic, który wypadłby korzystniej, gdyby był standardowym komiksem. Marvel postawił jednak na eksperyment, zapraszając do współpracy jednego z najbardziej znanych japońskich ilustratorów, by zamiast dymków i kadrów robił to, w czym jest najlepszy.
Yoshitaka Amano, znany m.in. z pracy nad serią "Vampire Hunter D" i grafik do "Final Fantasy", znakomicie odnalazł się w świecie amerykańskich superbohaterów. Z jednej strony dlatego, że Elektra i Wolverine od zawsze mieli po drodze z Japonią i tamtejszą estetyką. Nie można jednak zapominać, że Amano jest przesiąknięty nurtem Art Nouveau, tradycyjną japońską sztuką ukiyo-e, a jednocześnie przejawiał fascynacje psychodelicznym pop artem. Dzięki czemu wypracował własny, unikalny styl, którego nie sposób pomylić z żadnym innym.
"Elektra i Wolverine: Odkupienie" to uczta dla oka, którą warto kupić dla samych ilustracji. Może i brzmi to krzywdząco dla pracy Grega Rucki, ale naprawdę wolałbym przeczytać "Odkupienie" ubrane w dymki i kadry. Uniknąłbym wtedy chwilowego znudzenia i przerzucania kolejnych stron w poszukiwaniu ilustracji.