Kronika zdychania, a nie dymania
"Swoją drogą, ujmując rzecz frontalnie: miała po mnie zostać kronika dymania, zostanie kronika zdychania, niby szlachetniej, ale jednak wolałbym na odwrót. Może jest jeszcze jakaś szansa? Choćby częściowa? Może moja zachłanność nie jest oznaką końca, tylko fantastycznym, przezwyciężającym biologię, naturę, upływ czasu i parę innych przykrych drobiazgów tryumfalnym powrotem do młodości?" - pyta pisarz w innym fragmencie książki.
W jednym z zapisów Pilch zastanawia się, co by było, gdyby się okazało, że doszło do jakiegoś błędu w diagnozie i nagle "okaże się, że ściśle autobiograficzną, opartą na codziennej obserwacji samego siebie historię bezlitośnie postępującej terminalnej choroby napisał zdrowy byk?
Krok po kroku i wielce przekonująco, z poważnymi, niestety, niedociągnięciami merytorycznymi: to na przykład, co brał za agonalne owrzodzenia - okazywało się wysypką alergiczną, to co brał za dygot o neurologicznej proweniencji - okazywało się podwyższoną gorączką, to co brał za śmiercionośny dur - okazywało się pożałowania godnymi, ale całkowicie wypranymi z tragizmu resztkami wieloletniej deliriady? Gość raz udawał zdrowego, raz chorego, w końcu się pogubił".